piątek, 19 grudnia 2014

You'd be surprised how many people want to hang an electric chair on their living-room wall. Specially if the background color matches the drapes

Stało się.
Po dwudziestu dwóch latach wmawiania sobie, że sztuka wizualna mnie nie interesuje, ale nie przeczę, że na pewno jest pasjonująca, poszłam w odwiedziny do Museum of Modern Arts w naszym pięknym Jorku Nowym.
Zakochałam się na zabój. Miłość od pierwszego wejrzenia, motyle w brzuchu and all that jazz.

Po trzech latach studiowania kierunku, który oficjalnie nazywał się "kulturoznawstwo" dopiero w MoMA zdałam sobie sprawę co to naprawdę znaczy. Szłam przez te pokoje i wcale nie czułam się obco. Znajome obrazy, znajome nazwiska, poczucie bycia w odpowiednim miejscu i czasie. Wierzcie lub nie, ale nigdy bym się tego po sobie nie spodziewała.
Największym zaskoczeniem było dla mnie to, że po wejściu do sali, gdzie wystawiono prace Roberta Gobera (umywalki przywieszone do ściany wyrysowanej penisami) nie pomyślałam "co za dureń" tylko "wow!".
Nadal nie jestem fanką oglądania sera zrobionego z wosku i oblepionego ludzkimi włosami i nazywania tego wysoką formą sztuki, ale zamiast zupełnie to odrzucać wolę się zastanowić po co, dlaczego, co autor chciał powiedzieć i czy w ogóle chciał coś przez to powiedzieć. Traktuję to jako zagwostkę, problem to rozwiązania w swoim własnym umyśle.

W MoMA są też prace artystów, których zna każdy. Van Gogh, Monet, Lichtenstein (mój ulubiony!), Warhol (to jego cytuję w tytule posta) i wielu, wielu innych. Bardzo chcę wrócić do tego muzeum, ale tym razem po lekturze przewodnika i z większym zapleczem teoretycznym. A na pewno z większą ilością czasu na zwiedzanie.
Bilet do MoMA kosztuje $25, ale z kartą Bank of America w pierwszy weekend miesiąca można wejść za darmo.

Najbliższą sobotę spędzę z Olą w SoHo, gdzie planujemy zobaczyć muzeum i galerię, ale o tym innym razem.
Plan na Święta jest taki, że Wigilię spędzam z hostami (i dziadkami), po południu dołączają Karolina i Honorata na posiadówę w stylu polskim. 25.12 pojedziemy do Nowego Jorku się poszwędać, ja jeszcze odwiedzę ulubiony kościół franciszkanów. Sylwester zapowiada się w New Rochelle, NY u innej Karoliny. W planie filmy, TV, gotowanie i %. Miałam plan iść na Time Square, ale żeby dostać się w miarę blisko sceny to trzeba tam być od rana, policja zamyka całą okolicę, nie można wnosić dużych plecaków/torebek, obowiązuję bezwzględny zakaz spożywania alkoholu (czyli nawet szampan na powitanie Nowego Roku nie wchodzi w grę). Wszystko cacy, tylko czy na pewno chciałabym spędzić ten wieczór stojąc ściśnięta między milionem ludzi na małej przestrzeni, stojąc w zimnie cały dzień tylko po to, żeby zobaczyć słynną kulę, odliczać na głos do północy i posikać się z radości podczas występu One Direction? No chyba raczej nie.



okładki płyt The Beatles w MoMA! 






dziecko stało i patrzyło, a ja chciałam krzyczeć. 






I na koniec zespół, który lubię od zawsze (no prawie), a ostatnio jakoś więcej go słucham :)




wtorek, 25 listopada 2014

"Jakie są wasze wrażenia o Stanach?"

Dzień Dziękczynienia się zbliża, a ja pochorowana siedzę w pokoju i odkrywam zakamarki Netflixa. Dzieciaków i mamy nie ma od dzisiaj do niedzieli, tata jedzie w środę z samego rana. Pięć dni sama w domu... chora. Yupi!
Ale zanim się źle porobiło to był weekend! Dodatkowo w czwartek miałam wolne i wykorzystałam ten dzień na wizytę w centrum handlowym w Short Hills. Hości zapewniali, że ceny są przystępne. Poinformuję was, kiedy Prada, Chanel, Ralp Lauren i przyjaciele pojawią się w mojej "strefie dobrych cen". Póki co to się nie zanosi...
Gdzieś między tą drożyzną uchowało się Forever21, gdzie widziałam przecudną sukienkę. Nawet ją przymierzyłam, ale stwierdziłam, że nie wydam $30 na rzecz, której nigdy nie założę. Sfrustrowana wróciłam do domu.

W sobotę byłam z młodą i mamą na lekcji wiolonczeli. Podziwiam pana nauczyciela, który w klasie ma trójkę siedmiolatków, w tym dwie mega rozgadane dziewczynki, które mają milion problemów i pytań na sekundę. Aż mama musiała zwrócić R. uwagę, dwa razy! C'MON!

Ale za to niedziela, ale za to niedziela...

Umówiłyśmy się z Dorotą, że przyjedzie z koleżanką (Natalią) do NYC. Do Oli miała też przyjechać koleżanka (Ola), a popołudniu miały dołączyć Karolina i Ania. Jak zaplanowano tak poczyniono. 
Zaczęłyśmy wędrówkę od Penn Station w stronę Grand Central, gdzie spotkałyśmy obie Ole. W dobrych humorach spacerem ruszyłyśmy do Central Parku. Na Sheep's Meadow urządziłyśmy sobie chillax i pogawędkę o ciężkim życiu au pair, poszukiwaniu talentów i podzieliłyśmy się najlepszymi historiami z imprez. Słońce przygrzewało, obok nas piękny park, za drzewami nowojorskie wieżowce - idealnie!

Zaraz obok Sheep's Meadow jest wyjście na 72 Ulicę przy której stoi Dakota. Dom, w którym mieszkał i został zabity John Lennon. Plus rozeta Imagine, śpiewanie piosenek The Beatles z bezdomnym - wzruszyłam się raz czy dwa. "Beatlemania story, ile to już lat?". 

Metrem dojechałyśmy na Fulton Street, czyli nowo otwartą stację metra obok miejsca, gdzie stały Dwie Wieże. Wydano na nią (podobno) $1,000,000. Wygląda dobrze, nowocześnie, dużo szkła i metalu. Na mnie zrobiła wrażenie. Pojechałyśmy na Lower Manhattan, żeby przejść przez Most Brooklyński (razem z Karoliną i Anią, które tamże do nas dołączyły). Uczyniłyśmy to z wielkim entuzjazmem. Mimo tysiąca ludzi, którzy zatrzymywali się co krok, żeby cyknąć focie (Ola&Ola między nimi), warto wybrać się na taki spacer. Widoki o zmierzchu na Statuę Wolności, Manhattan i Brooklyn są przepiękne! Oczywiście moim gównianym aparatem w telefonie nic nie wyszło, oprócz jednego zdjęcia na insta
Wycieczkę miałyśmy zakończyć na Greenpoint w polskiej restauracji. Greenpoint to chyba najbardziej smutne miejsce w NYC. Ciemno i szaro. Trochę zmęczonych życiem panów, których zręcznie wymijają drwaloseksualni hipsterzy. Zewsząd słychać język polski albo polski akcent w angielskim, a na każdym rogu ulicy kościół. Trafiłyśmy do knajpy, która miała portrety Kazimierza Wielkiego i Władysława Jagiełły. Trochę rozczarowałam się moją spaloną karkówką w miodzie, ale było mięso, ziemniaki i buraczki. Było ok!
Gdyby nie pan, który się do nas przysiadł... O panu można by pisać i pisać! Do samego Manhattanu śmiałyśmy z pana, jego historii, podrywu i stanu "po spożyciu". (Tytuł posta to zacytowane ulubione pytanie pana. Zadał je chyba z osiemnaście razy.)
Oczywiście powrót na Manhattan zajął nam całą wieczność, czyli prawie 50 min, a Dorota i Natalia musiały dodatkowo bardzo się spieszyć, żeby zdążyć na ostatni autobus do domu.
BO KTO NORMALNY ZAMYKA DWIE GŁÓWNE LINIE ŁĄCZĄCE WYSPĘ Z BROOKLYNEM?!
Aż użyłam caps locka. 
Ola też wracała do White Plains nie bez przygód, bo z rozładowanym iPhonem. Nie mogła dodzwonić się do host taty, ale na szczęście znalazła taxi, za które nie zapłaciła aż tak dużo.

Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, wszyscy dotarli cali i zdrowi. Przyznam, że była to bardzo intensywna niedziela, dlatego tym bardziej ucieszyłam się, że większość mojej rodzinki wyjechała już o 10:00. Mogłam odpoczywać, wygrzewać się pod kocem i oglądać Scrubs. 

To jaką pioseneczką zarzucimy na dobry początek tygodnia? Myślę, że coś w polskim stylu będzie na miejscu.


środa, 19 listopada 2014

Igloop and 'falling for your fool's gold'


To ile ja tu jestem? Mam wrażenie, że dopiero przyjechałam, a tutaj licznik mi mówi, że 43 dni. 
SAY WHAAAAAAAAAAT?!


Większość życia w NJ mam już ogarnięte i postawione na odpowiedni tor. Czekam na Social Security Number, żeby móc wyrobić prawo jazdy. Regulacje stanowe w New Jersey mówią, że międzynarodowe prawo jazdy jest ważne tylko przez 90 dni od przyjazdu, po tym czasie należy mieć już lokalne. 
Co tydzień odwiedzam Nowy Jork. Przez facebooka poznałam dwie au pair z Polski, Karolinę i Olę,  z którymi mamy ambitny plan odwiedzić dużo wspaniałych muzeów w mieście. Póki co byłyśmy w MET i Fashion Institute z Karoliną i Madame Tóso z Olą. Ambitnie, nie ma co. Ale wybrałyśmy się też na Roosevelt Island, do Chinatown na pierożki i sajgonki, na pokaz filmu Ida na Columbia University. W tę niedzielę też się spotykamy (chyba, bo jeszcze nic konkretnego nie wiem), dołącza do nas Dorota (woot woot!) z koleżanką. Plan jest taki, że póki co nie ma planu. Mam moją niezawodną książkę Kamili Sławińskiej "Nowy Jork. Przewodnik niepraktyczny.", która wyznacza szlaki po konkretnej dżungli. Może Brooklyn tym razem?

Charlie Chaplin

Z narzeczonym, teściową babcią, szwagrem i szwagierką. #SWAG

Nie wiem co nam strzeliło do głowy z Abim

I'd tear down all my walls for you. ;]

Widoczki na wieżowce z perspektywy Roosevelt Island.

Park Czterech Wolności Franklina Delano Roosevelta

Manhattan

Blair Waldurf


Relacje z rodziną są ok. Nie mam na co narzekać, ale fajerwerków nie ma. Rodzice są w porządku, wszystko zgodnie z umową i zapowiedziami. No może oprócz samochodu, ale po prostu kupili bubla, którym bałam się jeździć (co jak co, ale popsuty układ sterowniczy to nie jest przyjemna rzecz). Powiedziałam im, że boję się jeździć tym autem, bo w każdej chwili może się rozkraczyć. Host stwierdził, że to nic poważnego i tylko "lekka niedogodność". Nie ugięłam się i samochód jest teraz u mechanika. Rachunek wyszedł na $2000. Za cenę tego auta i naprawdę mogliby kupić coś nowszego, lepszego i mniejszego, ale to nie mój problem. Sami się wkopali. 
Pracuję 45 godzin tygodniowo i nie ma mowy, żeby było mniej. W ciągu tygodnia pracuję codziennie od 7:45 do 17:45, we wtorki i czwartki mam 2,5 godziny przerwy jak młodsza jest w przedszkolu. Jeśli okaże się, że zostają mi "niewykorzystane" godziny to hości mówią "na pewno to wykorzystamy, nie martw się". 
I co? No i nic. Nie mogę narzekać, bo nie pracuję nic ponad umowę, ale z drugiej strony czy nie wkurzałoby was to? Poza tym jak młodsza ma drzemkę to ja wcale nie mam "czasu dla siebie" w domu. To jest czas na organizowanie szafek dzieci, robienie lunchu itp. Rozumiem, lepiej to zrobić wtedy, niż kiedy dzieciaki są ze mną. Ale jednego dnia zrobiłam wszystko, o co mnie poproszono/było zaplanowane, młoda spała, hostka akurat pracowała z domu i jak zauważyła mnie idącą do pokoju to zwróciła mi uwagę, że w czasie pracy mam nie załatwiać swoich rzeczy. 
Dlatego czuję, że w tej rodzinie będą super chwile, momenty itd, ale nie będzie rodzinnej atmosfery, bycia "członkiem rodziny", "starszą siostrą". Jestem opiekunką, która mieszka w ich domu. 
Trochę słabo, ale co zrobisz. Nic nie zrobisz.
Tyle dobrego, że za każdym razem poprą mnie przed dziećmi (w sprawach dyscypliny na przykład), zawsze są na czas z wypłatą i inne podstawowe rzeczy. 
Co myślicie? 

Dziewczynki są przeurocze, aczkolwiek wszechwiedząca siedmiolatka doprowadza mnie czasem do szewskiej pasji. To dziecko wszystko wie najlepiej, nie da dojść do słowa, a jak jej zwrócisz uwagę, że nie ma racji to ci wypali, że w jej wyobraźni to może być. I gadaj z dupą to cię osra. Poza tym jest strasznie emocjonalna i beczy o byle guzik. Wczoraj grałyśmy w grę - węża słownego. Ja mówię słowo, ona podaje następne zaczynające się na tą samą literę, na którą moje słowo się skończyło. Znane i lubiane. Wszystko było ok, bawimy się, rzucamy balonem, R. ma powiedzieć słowo na "i" - padło na 'igloop'.
Ja: You mean 'igloo'?
R: No, igloop.
Ja: What is that?
R.: Mommy, could you explain Paulina what igloop is?
Mama: Igloop? You mean igloo.
Ja: I know what igloo is, I just thought she meant something else I have never heard of.
R: EVERYBODY SAYS IGLOOP. My friends, me, even my teacher!
Mama: Roo, it is igloo, nobody says igloop.
R. ryczała przez trzy minuty, że się z niej śmiejemy, robimy to specjalnie i nie mamy racji. 
Nikt nawet się nie uśmiechnął, bo wszyscy byli zszokowani o co to dziecko ryczy. 

Myślałam, ze z siedmiolatką będzie łatwiej. Rodzice mówili, że to takie grzeczne dziecko (prawda!) i bardzo pomocne. No niech tam, ale jej wybuchy płaczu o byle co, obwinianie całego świata o jej fochy, wymądrzanie się.... Dobrze, że przez większość czasu jest w szkole.
Młodsza, trzylatka, jest za to promykiem radości. Ma swoje napady tupania nogą, bo proszę ją, żeby podniosła zabawkę, ale hej! ma tylko trzy latka! Nie za bardzo lubi się przytulać, więc za każdym razem jak idzie do mnie na 'cuddle time' to aż mi serce mięknie. Starsza za to nie rozumie, że czasami ludzie nie chcą być przytulani i wisiałaby na mnie cały dzień, a jak jej zwracam uwagę, że nie chcę się teraz przytulać to... płacze! Ta da! 
No, ale dzisiaj młodsza siedziała u mnie na kolanach słuchając jak jej starsza siostra ćwiczy grę na wiolonczeli (TO JEST DOPIERO TEST NA WYTRZYMAŁOŚĆ; podziwiam moją siostrę, że tyle lat wysłuchiwała mojego rzępolenia na skrzypcach...) i mówi do mnie "I love you".
No się rozpłynęłam. 


Poza tym to wydaję kupę kasy na książki i płyty na iTunes, oglądam seriale na Netflixie i jaram się One Direction, bo właśnie wydali nową płytę i są w USA i mają promo płyty i ich bardzo kocham i proszę się nie śmiać. Dziękuję. 

Musiałam się wygadać. Ale jest ok. Mogłoby być lepiej i kiedy słucham opowieści Karoliny o jej wspaniałej rodzinie to trochę zazdroszczę. Nie można mieć wszystkiego, co? Ważne, że blisko do Nowego Jorku! 

Trzymajcie się ciepło, bo u nas już mróz atakuje. Dzisiaj było poniżej zera. Brr!

Na dobranoc nowa piosenka 1D, BO TAK.




środa, 12 listopada 2014

Heroes of 9/11

Drodzy moi,

poniżej mój stary tekst o bohaterach 11 września. Ani to dobrze napisane, ani to jakieś odkrywcze. Po prostu zbiór faktów o tym, jak Amerykanie traktują tych, którzy zginęli ratując ludzi po atakach terrorystycznych w Nowym Jorku. 


The nation sends its love and compassion to everybody who is here. Thank you for your hardwork. Thank you for makin' the nation proud, and may God bless America.”1 - w tych słowach zwrócił się do strażaków George W. Bush w trzy dni po atakach terrorystycznych na World Trade Center. Ubrany nieoficjalnie, stojący na gruzach prezydent w kilku słowach wyraził swoją wdzięczność tym, którzy nieustannie szukali rannych, odkopywali ciała narażając się tym samym na utratę zdrowia lub życia. Według oficjalnych danych 341 strażaków i 2 ratowników medyczych2 zginęło pod gruzami WTC pomagając innym. Kolejni zostali zmuszeni do odejścia z pracy ze względu na choroby m.in. płuc, których bezpośrednią przyczyną było stałe przebywanie wśród kurzu i dymu na Ground Zero3. Pojawia się wiele pojedynczych nazwisk osób, które ze szczególnym heroizmem służyli innym. Wśród nich byli nie tylko pracownicy służb federalnych czy stanowych, ale także ludzie zatrudnieni w World Trade Center czy emerytowani wojskowi. Amerykanie do dziś pielęgnują pamięć nie tylko o ofiarach ataków, ale także o tych, którzy uratowali życie innym, a sami polegli. Od koncertów, przez maratony po dziesiątki nagród. Kim są bohaterowie? Jak oddaje się im cześć dzisiaj?
Mam w pamięci obraz ekranu telewizora, na którym było widać samolot uderzający w wieżę, kłęby dymu i molową melodię w tle. Można sobie tylko wyobrazić atmosferę jaka panowała wtedy na Manhattanie. Steven Salzano w tamtym czasie pracował w w nowojorskim oddziale straży pożarnej ulokowanym na Brooklynie. Tego dnia zakończył już zmianę, gdy zadzwoniła żona mówiąc o ataku. Gdy jego oddział przyjechał na miejsce widoczność była ograniczona do ok. 9 metrów.4 Sam Salzano przyznaje, że to, co widzieli na Manhattanie różnie odbiło się na dalszym życiu jego kolegów: niektórym udało się wrócić do normalnego życia, na innych pozostawiło to trwały ślad w psychice. Historii, jak ta opublikowana w „The Christian Post”, są setki, każda ma w sobie cząstkę osobistej tragedii. W jednostce, o której mowa rokrocznie odbywają się uroczystości upamiętniające sześciu strażaków, którzy zginęli przy ruinach WTC.
W 2011 odznaczono tytułem „American Hero Dog” labradora imieniem Roselle. Pies wyprowadził swojego własciciela z walącego się budynku. Jak relacjonuje sam uratowany, Roselle ani na moment nie straciła koncentracji, wiedziała dokąd idzie, nie ociągała się. Dzięki niej Michael Hingson uciekł z miejsca pewnej śmierci przez tunel metra. „Ona uratowała mi życie” napisał Hingson.5 Pies, który de facto wykonywał swoją „pracę” - był przewodnikiem niewidomego, został zapamiętany i uhonorowany. Niesamowity instynkt zwierzęcia uchronił jedno, bardzo cenne, życie ludzkie.
Osobą, która powinna kojarzyć się z heroizmem 9/11 był ksiądz Mychal Judge OFM, katolicki zakonnik z Zakonu Braci Mniejszych (franciszkanie).

Victim 0001 - '9/11 Pieta'
Wielu uważa, że to co zrobił powinno zostać uczczone wyniesieniem go na ołtarze. Ojciec Judge, gdy tylko dowiedział się o ataku pospieszył do WTC i w Wieży Północnej błogosławić strażaków i ratowników oraz udzielać ostatniego namaszczenia. Wkrótce po tym drugi samolot uderzył w budynek, spadający gruz śmiertelnie ranił ojca Judge. Ciało kapelana nowojorskich strażaków zostało wyniesione z ruin WTC, został „ofiarą 0001”, a zdjęcie ratowników niosących go obiegło świat. Stał się nie tylko symbolem bohaterstwa 9/11, ale także bezinteresownego pomagania innym ludziom. Kilka chwil we wrześniu 2011 zwróciło oczy świata na działalność, jaką prowadził wcześniej, na całe dobro, którego dokonał. Film „Saint of 9/11”6 opowiada ożyciu, pracy i drodze do świętości ojca Mychala. Ujawnienie faktu, że nie krył wśród znajomych swojego homoseksualizmu spowodowało, że stał się też ikoną środowiska gejów. Według twórców filmu ostatnie jego słowa brzmiały: „Jezu, proszę zakończ to! Boże, zakończ to” mogą uświadamiać ludziom, że bał się tak samo jak wszyscy inni. Jednak tutaj tkwi tajemnica jego bohaterstwa: pokonał lęk i poszedł ryzykując życie, aby służyć innym.
Three pieces of steel from the tangled debris of the World Trade Center were entrusted to the church of saint Francis of Assisi following the horrific terrorist attacks on September 11, 2001, which killed 2,751 people.
This memorial to all the victims -
including Fr. Mychal Judge, O.F.M., a New York Fire Departament chaplain,
and Carol LaPlante, a secular franciscan and parishioner
- summons the grief and unspeakable sadness of that tragic morning.
A single golden rose rises gently from the mass of contorted steel and transcendens the sensless brutallity with an enduring promise of hope.

Kiedy jest mowa o bohaterskich ratownikach nie może zabraknąć Ricka Rescorla. Jeden z portali internetowych nazwał go „człowiekiem, którzy przewidział 11 września”.7 Historia życia tego człowieka od samego początku naznaczona była odwagą, heroizmem i poświęceniem dla innych. Bohater książek, wielu artykułów prasowych oraz filmów dokumentalnych pracował jako wiceszef ochrony Morgan-Stanley/Dean-Witter, największego najemcy WTC.8 Wcześniej służył w Wietnamie. W 1993 roku, podczas ataku bombowego w WTC, pracował w ochronie budynku. Od tamtego czasu planował schemat ewakuacji w razie kolejnego zamachu. Próbował przekonać włodarzy miasta i budynku, że należy podnieść standardy ochrony, jednak polecono mu zajęcie się protekcją swojego obszaru pracy.9 Dwa razy do roku przeprowadzał ćwiczenia ewakuacyjne. Jestem przekonana, że niejednego ówcześnie denerwował takim zachowaniem. Jednak, gdy nastąpiła ta chwila, która zmieniła USA i Amerykanów, był gotowy. Jego „wizjonerstwo”, umiejętność chłodnej oceny sytuacji uratowała ok 2 700 ludzi! Gdy wrócił do środka po kolejnych budynek zawalił się, Rescorla zginął ratując innych. Wypowiedzi jego małżonki oraz dzieci potwierdzają, że był wielkim człowiekiem. Rodzina jest dumna, że żyli tak blisko bohatera. Cytowana przez Yahoo! News córka, Kim, powiedziała: „To była część tego, kim był mój ojciec. Został, by pomagać ewakuować ludzi z budynku w 1993 i nie mógłby postąpić inaczej tamtego dnia”.10 Na stronie internetowej poświęconej Rickowi oddano hołd nie tylko jemu, ale także wszystkim tym, którzy polegli w czasie ataków. W Cornwall w Wielkiej Brytanii, rodzinnym mieście Rescorli, stoi tablica upamiętniająca tego człowieka.
Ojciec Mychal Judge czy Rick Rescorla to tylko przykłady osób, które mimo ogromnego ryzyka weszli na teren WTC, aby pomagać innym. Jest też kilkuset innych strażaków i ratowników, których nazwiska przewijają się przez wiele artykułów, książek, filmów, które upamiętniają ten wrześniowy dzień. Oni wszyscy istnieją w pamięci Amerykanów jako „9/11 Heroes”. Powstało wiele inicjatyw, które mają utrzymać pamięć o nich i na wiele różnych sposobów oddać im należny hołd.
Już 21 września 2001 najwięksi artyści sceny muzycznej wystąpili w koncercie America: A Tribute to Heroes. Zebrane w jego czasie pieniądze trafiły do osób, które ucierpiały wskutek ataków. Na scenie pełnej świec, przy komentarzach odwołujących się do wielkości i wspaniałości narodu amerykańskiego przekazywanymi przez najsławniejszych aktorów i aktorki, zabrzmiały utwory liryczne i wzruszające, ale także te patriotyczne (God bless America w wykonaniu Celine Dion). Transmitowano go w sześciu największych stacjach, zrezygnowano na ten czas z najbardziej popularnych i dochodowych programów, aby przez dwie godziny uczcić pamięć poległych. 11 Prestiżowy magazyn The Rolling Stone umieścił ten koncert na liście momentów, które zmieniły rock'n'rolla. Miesiąc później odbył się kolejny wielki koncert z udziałem najznamienitszych muzyków, który zorganizował sam sir Paul McCartney. 20.11.2001 w Madison Square Garden zaśpiewano i zagrano pod hasłem A Concert for New York City. Koncert ten szczególnie miał upamiętnić tych, którzy jako pierwsi zjawili się na miejscu tragedii, aby nieść pomoc.
Fundacja Travisa Maniona każdego roku organizuje 9/11 Heores Run. W wielu miastach w USA odbywają się wyścigi, których celem jest zjednoczenie ludzi, upamiętnienie poległych, zbiórka pieniędzy dla ofiar i ich rodzin.12 W Colorado odbywa się podobny bieg, który co roku rozpoczyna się odśpiewaniem amerykańskiego hymnu o 8:46, godzinie pierwszego uderzenia w WTC.13 Obie inicjatywy mają podobne cele. Oprócz tego demonstrują patriotyzm i to, jak ważni dla narodu są bohaterowie z 11 września.
9/11 Memorial - Ground Zero, NYC

Istnieje strona internetowa14, gdzie ludzie mają możliwość dodać wspomnienie o osobie, która była 11.09.2001 w Nowym Jorku i służyła innym. Jest mowa o synach, matkach, ojcach, ludziach, którzy zostawili swoje rodziny. 12 lat po tragedii wpisów przybywa. Jakby nigdy nie było dość mówienia o tych, którzy w tak tragicznym dniu postanowili zaryzykować swoim życiem, aby zupełnie obcy im ludzie mogli wrócić do domu.
Im więcej czytałam o bohaterach 11 września i im więcej szukałam, tym więcej nowych nazwisk i zdjęć się pojawiało. Temat uhonorowania strażaków, policjantów, detektywów, księży i pastorów służących na Ground Zero nigdy się nie kończy. Co roku we wrześniu powstają kolejne inicjatywy mające na celu zatrzymanie ich w pamięci. Myślę, że to sposób na udowodnienie sobie, mówię tu o Amerykanach, że ciągle istnieją ludzie, którzy gotowi są strzec kraju do „ostatniego tchu” i mimo wszystko. Być może jest też formą terapii, ciągłego przypominania sobie, że dzięki pracy i poświęceniu tak wielu osób rozmiar tej tragedii zamknął się na ponad trzech tysiącach osób, że nie zginął nikt więcej.
Mam nadzieję, że nigdy nie przestaną istnieć ludzie, którzy bezinteresownie będą przypominać ludziom na całym świecie, nie tylko w USA, że 11 września 2001 roku tak wielu zginęło, aby tysiące mogły przeżyć.




1Bush, G.W., Bullhorn Address to Ground Zero Rescue Workers, 14.09.2001, Nowy Jork, źródło: http://www.americanrhetoric.com/speeches/gwbush911groundzerobullhorn.htm, dostęp: 27.05.2013
2Grady, D., Threats and responses: rescuer's health; Lung ailments may force 500 firefighters off job [w:] „The New York Times”, 10.09.2002, źródło: http://www.nytimes.com/2002/09/10/us/threats-responses-rescuer-s-health-lung-ailments-may-force-500-firefighters-off.html, dostęp 28.05.2013
3Grady, D., Threats and responses..., tamże
4Funaro, V., 9/11 Heroes: A Fireman's Story [w:] „The Christian Post”, 10.09.2011, źródło: http://www.christianpost.com/news/9-11-heroes-a-firemans-story-55397/ , dostęp: 28.05.2013
5Dog who saved owner on 9/11 named American Hero Dog, źródło: http://www.today.com/id/44615382/ns/today-today_pets/t/dog-who-saved-owner-named-american-hero-dog/#.UaiSxkD0Edh , dostęp: 25-05-2013
6Holsten, G., Saint of 9/11, USA 2006
7Wisloski, J., A family remembers: Hero of 9/11 gave life to save thousands, Yahoo! News, 09.09.2011, źródło: http://news.yahoo.com/a-family-remembers--hero-of-9-11-gave-life-to-save-thousands.html , dostęp: 28.05.2013
8Rescorla, S., słowo powitalne na oficjalnej stronie internetowej poświęconej Rickowi Rescorla, źródło: http://rickrescorla.com/ , dostęp: 28-05-2013
9Tamże
10Wisloski, J., tamże
11Carman, J., Star-spangled benefit/Musicians, actors honor heroes, raise money for attack victims, 22.09.2001, źródło: http://www.sfgate.com/news/article/Star-spangled-benefit-Musicians-actors-honor-2875626.php , dostęp: 31.05.2013
12Oficjalna strona 9/11 Heroes Run, źródło: http://911heroesrun.com/page/the-foundation , dostęp: 31.05.2013
13Oficjalna strona American Heroes Run, źródło: http://myrunforamerica.com/Event_Details_NQXR.html , dostęp: 31.05.2013

piątek, 31 października 2014

Nowy Jork - wrażenie pierwsze

Nie pamiętam, kiedy moi znajomi zaczęli życzyć mi "Nowego Jorku" przy każdej okazji.
Nie pamiętam też, kiedy zaczęłam zbierać przewodniki o Nowym Jorku, prosić (bliższych lub dalszych) przyjaciół o pamiątki z Wielkiego Jabłka.
Powiedzmy, że zaczęło się to wszystko mniej więcej pięć lat temu, na rok przed maturą. Prawie 1/4 mojego życia upłynęła pod znakiem planowania wycieczek, wyobrażania sobie jak to tam jest, czytania książek, oglądania filmów, słuchania piosenek, w których tytule pojawia się


n e w y o r k c i t y


Absolutnie nic się nie zgadza z moimi wyobrażeniami. Wszystko jest o wiele lepsze, ładniejsze, większe, przyjaźniejsze. Nie mieści mi się w głowie, że przechadzam się ulicami, które do tej pory odwiedzałam na Google Maps. Nieustannie myślę jakich słów użyć, żeby dokładnie opisać te uczucia, ale nie umiem. 

W ciągu trzech wizyt w mieście niezliczona ilość obcych osób uśmiechnęła się przyjacielsko na ulicy, sprzedawcy zagadywali jak mi mija dzień, w sklepach, na których asortyment mnie nie stać czułam się jak w zwykłym H&M w Radomiu. Na początku* peszyłam się, nie wiedziałam co odpowiedzieć, myślałam, że się ze mnie śmieją, bo na kilometr widać, że ja nie stąd. Nic bardziej mylnego! Tak to już jest, że pytasz nieznajomych co u nich, mimo że znasz odpowiedź, a wszystkich traktujesz równo, nawet jeśli na każdym kroku widzisz nierówność społeczną, która aż wyciska łzy z oczu. 
*Nadal jestem niezręcznym pingwinem, który trochę bełkocze w odpowiedzi na 'how you doin''.

W piątek wybrałam się na Union Square, gdzie w Barnes&Noble jeden z moich ulubionych youtuberów podpisywał swoją książkę, ale niestety było tak dużo ludzi (<18), że nie dostałam się do środka. Pisk, krzyk, kolejka na trzy godziny stania - tak to wyglądało. Trochę zawiedziona ruszyłam w drogę powrotną na Penn Station. Po doświadczeniu jazdy metrem nowojorskim, nie chciałam za szybko wracać pod ziemię. Ciemno, brudno, dziwni ludzie wokół. Lepiej chodzić po powierzchni ziemi!

Empire Selfie of Mind

Ruszyłam Broadwayem w górę, znikąd wyłonił się przede mną budynek Flatiron, a na horyzoncie migały światła na Empire State Building. Byłam zupełnie zaskoczona i jednocześnie zafascynowana widokami nocą. Nie zwróciłam uwagi na to, którędy idę, wiedziałam tylko, że Broadwayem, nie myślałam o tym, co będę mijać po drodze. Cudowna niespodzianka!


Jutro wybieram się zobaczyć paradę halloweenową w Nowym Jorku. Moim przebraniem będzie mocny make up, każdy włos w inną stronę i peleryna z aksamitu. Coś na granicy między wampirem, a spooky au pair. Dziewczynkom podoba się mój pomysł na kostium, szkoda, że go nie zobaczą, bo zaraz po pracy się zmywam z Maplewood.

Notka miała być sentymentalna, bo spełnianie marzeń to uczuciowa rzecz, wiąże się z dziesiątkami emocji, które pojawiają się nagle. Oczywiście nie wyszło, bo oglądam za dużo content creators na YouTube. Obejrzyjcie kilka filmów Tylera Oakley, ThatcherJoe, PointlessBlog, Zoella, Marcus Butler, Troye Sivan etc. a będziecie wiedzieć o czym mówię.

Jakie plany na życie?
Poznać więcej osób, żeby mieć z kim wyjść gdziekolwiek i kiedykolwiek.
Odkrywać Nowy Jork, w najbliższych planach Empire State Building, Top of the Rock, Met, trasa graffiti Banksy'ego.
Zregenerować siły podczas dwóch długich i wolnych weekendów bez rodzinki w domu! W jeden weekend może pojadę do Bostonu, DC albo Philly.

Do niewątpliwych highlights ostatnich trzech tygodni należą spotkania z au pair, które poznałam w Internetach i fejsbókach, czyli z Olą, Karoliną, Iwoną, a jutro z Natalią.


Mam pytanie do Was, tak na sam koniec. Dawno temu na zajęcia napisałam esej o bohaterach 9/11. Chciałabym ten esej opublikować na blogu, ale zastanawiam się czy kogokolwiek by to zainteresowało. Poza tym szukam tematów, które mogłabym poruszyć na blogu, które nie do końca byłyby związane z samą pracą au pair, ale przede wszystkim z Amerykanami i USA. Odpada opisywanie świąt, bo to przereklamowany temat, a i dla mnie mało interesujący. Mam kilka pomysłów, ale jestem pewna, że wy macie lepsze. Czekam na odezwę od narodu!

Tymczasem piosenka ostatnich dwóch miesięcy. W oczekiwaniu na nową płytę moich ulubionych Brytyjczyków i jednego Irlandczyka niech moc będzie z Wami!


poniedziałek, 13 października 2014

Maplewood, NJ

Jak już wiecie mam najlepszą rodzinę goszczącą na świecie. Są przewspaniali, zupełnie inni od ludzi, z którymi chciałabym przebywać jeszcze rok temu, ale bardzo ich lubię. Cechuje ich przede wszystkim otwartość - począwszy od otwartości na drugiego człowieka i jego potrzeby, po otwartość na sztukę, kulturę innych krajów. Przy tym pozostają nadal twardo stąpającymi po ziemi ludźmi, którzy wiedzą, że życie nie idzie tak jak sobie zaplanujemy i czasem ma się ochotę wszystko rzucić w kąt. Rozumieją, że dzieci mogą doprowadzić do szaleństwa, ale trzeba zagryźć zęby, bo tak już jest. Trzeba się starać je okiełznać, ale dziecko to też człowiek, a nie małpka do sterowania. 

Odkąd tu jestem, czyli od czwartku wieczorem, wiele się wydarzyło i zapewne niewiele au pair przeszło taki test życia w ciągu pierwszych 48 godzin. 
Mamy nie było, bo była na konferencji w Arizonie, więc na placu boju zostałam ja, tata i dziewczyny. Mniej więcej dwie godziny po moim przyjeździe dołączyli do nas pielęgniarze i chirurg na SORze, bo młodsza upadła i rozcięła sobie wargę i dziąsło (patrz: krzyk, krew, płacz, stres, przerażenie). Tata z nią w szpitalu, a ja w domu kąpałam i kładłam spać starszą. Chwała Panu, że starsza jest niezwykle otwartym dzieckiem, które bardzo szybko mnie zaakceptowało. 
Pierdyliard szwów w buzi nie pomagają nawiązać kontaktu i więzi z dwuipółlatką, która i bez tego jest raczej bardziej na nie, niż na tak.

____EDIT
Zapomniałam zacytować mój ulubiony fragment wycieczki do NYC!
Młodsza: Daddy, where I have my summer?
Daddy: Your summer is all around you!

HOW SWEET IS THAT?! Było coś jeszcze, ale już nie pamiętam ;)
____

Właśnie kończy się mój trzeci dzień pobytu w tej rodzinie i mimo wielu przeciwności, szalonego szczeniaka, humorów dzieciaków i dodatkowo fizycznego zmęczenia to lubię tu być, cieszę się na nadchodzącą pracę i wir obowiązków. Będzie ciężko, ale będzie warto.

A wiecie dlaczego...? Bo pod nosem nie śpi Dusze Japko. 

Ta niedziela była pod znakiem wycieczki do miasta. Za cel postawiliśmy Museum of Modern Arts (MoMA), ale za późno się wybraliśmy (drzemka młodszej), a poza tym było otwarcie jakiejś super ekstra wystawy, więc założyliśmy, że będzie tam mnóstwo ludzi.
Zamiast tego pojechaliśmy do Chinatown na obiad. Chyba nigdy nie próbowałam tylu nowych rzeczy na raz. Nie robiłam zdjęć, bo tak głupio, ale próbowałam różnych pierogów (m.in. z kaczką, chińską pietruszką, bambusem, krewetkami, jakąś zieleniną, na słodko z żółtkiem jajka), makaronu z brokułem, baby corn, sezamem i fasolą mung, brokuła na parze, sajgonek, jakiś dziwnych zawijańców w sosie sojowym i kulek sojowych. Brzmi jak niemożliwe do przejedzenia, ale na troje dorosłych i siedmiolatkę to nie tak dużo. Zwłaszcza, że wszystkiego było po 3-6 kawałków, a to są niewielkie rzeczy. Oczywiście i tak się najadłam, że zrezygnowałam z kolacji dzisiaj. Było warto, tyle wam powiem. 
Nie mam dużo zdjęć, bo nasza wycieczka obejmowała tylko restaurację w Chinatown, spacer aż do Little Italy i powrót do auta. 
Nowy Jork? Dokładnie taki, jaki sobie wyobrażałam. Czułam się tam zdecydowanie na miejscu, nawet nie było wielkiego "WOW", a raczej "welcome home". Lubię myśleć w ten sposób, może NYC kiedyś stanie się moim domem, kto wie. 
Ja wiem na pewno, że odkrywanie miasta będzie niezwykłe, fascynujące i nigdy mi się nie znudzi.
Poniżej trochę fotek, a co! 

Vito Corleone

Wierzcie mi, że ostatnią rzeczą jakiej się spodziewałam w Chinatown, był taki kościół.


5 East Broadway - na jedzonko!

Park między Chinatown a Little Italy


Na dobranoc niech będzie coś kojącego nerwy. Obejrzyjcie też teledysk!



sobota, 11 października 2014

środa, 8 października 2014

Podróż, szkolenie i pierwsze wrażenia

W Hiltonie w Meadowlands fajne są łóżka i fotel prezesa. Wszystko poza tym jest zwyczajne. Nie ekscytujcie się za bardzo.
W pokojach są ręczniki, suszarka, żel pod prysznic, szampon itp. Nie zapomnijcie przejściówek, są po złotówce na allegro.
Pobudka jest o 6:00, śniadanie trwa do 7:50 i od 8:00 do 16/17 są zajęcia. Na zajęciach trzeba się uporać z super uśmiechniętymi paniami, które są sympatyczne i ich rady będą na pewno bardzo pomocne, ale czasami ma się już powyżej uszu ich optymizmu. Wiem, że nie brzmi to najlepiej, ale uwierzcie mi. Pojechałam z optymistycznym nastawieniem i po pierwszej sesji (do lunchu) byłam zachwycona. Potem ten uśmiech zaczął przeszkadzać.
Au Pair są podzieleni na grupy (każda grupa ma inny kolor). W czasie zajęć odgrywa się scenki, odpowiada na pytania i za to dana grupa/kolor dostaje punkty. A potem są nagrody... Na początku powiedziano, że nagrody są super wspaniałe i je pokochamy.
Nagrodą była torba wielokrotnego użytku z logo AuPairCare warta $3. Welcome to the coutry of sarcasm.

Generalnie szkolenie jest spoko, dużo się dowiedziałam, niektóre informacje rozwiały resztki wątpliwości i pomogły mi przygotować się na jutrzejsze spotkanie z rodziną. Ale są tysiące małych rzeczy, które sprawiają, że chce się wyjechać z Meadowlands jak najszybciej i jak najdalej się da. 

Przed szkoleniem była podróż... Moja z przygodami :)
Ok. 1 w nocy wyjechaliśmy z rodzicami z Radomia i ok. 4:35 byliśmy na Balicach. Odprawa, pożegnanie, jestem w samolocie. Po dwóch godzinach nadal jestem w samolocie, ale nie we Frankfurcie tylko... nadal w Krakowie. Mgła była tak gęsta, że pilot i kontrolerzy lotu nie wypuścili tego rejsu w powietrze. Było pewne, że przegapię swój lot do NYC. Wróciliśmy na halę odlotów i dopiero o 11:30 zabrano nas ponownie na pokład o równo o 12 wylecieliśmy do Frankfurtu. Następny lot na JFK był dopiero o 17:50. Grzecznie poczekałam, zjadłam obiad w azjatyckiej restauracji i o 18:15 byłam już w powietrzu.
Planowo, bo o 19:50 EST wylądowaliśmy na lotnisku JFK. W kolejce do urzędnika imigracyjnego czekałam 1h15min, żeby dowiedzieć się, że nawet jeśli nie mam nic do zadeklarowania (w samolocie zaoferują wam karteczkę z Custom Declaration) to i tak muszę ja wypełnić. Na szczęście Pan Ogarniający Lotnisko pozwolił mi wrócić pod okienko i nie musiałam stać jeszcze raz w tej ogromnej kolejce. Przeszłam, odebrałam bagaż i chyba o 22:20 wsiadłam dopiero do auta, które zawiozło mnie (i przesympatyczną Lydię z Islandii) do East Ruthford, NJ. 

Wiecie co mnie uderzyło? Urzędnik imigracyjny, który miał władzę co do tego czy mogę wejść na teren Stanów Zjednoczonych czy nie, ledwo mówił po angielsku. Prawie go nie rozumiałam, a to on miał zdecydować czy godnam stąpać po amerykańskiej ziemi. To było co najmniej dziwne. Ale taka chyba już jest Ameryka... 

Pierwsze wrażenia? Nie mam! Znaczy: jest cudownie. Sama świadomość przebywania w USA napawa mnie optymizmem. 
Nie widziałam jeszcze NYC, bo po pierwsze wycieczka z APC kosztuje $46 i jest to tylko oglądanie Manhattanu z autokaru (który wczoraj rozkraczył się po drodze i ci, którzy pojechali mieli jeszcze mniej czasu na zwiedzanie). Jest możliwość wykupienia transportu do/z Time Square i kosztuje to $30. Nie, dzięki. Pojadę w przyszłym tygodniu za $15 w dwie strony i zobaczę to, co chcę i będę miała na to caaaaały dzień, a nie trzy godziny po super męczącym tygodniu szkolenia. 
Za chwilę wybiorę się darmowym busem na obiad w centrum East Ruthford - kilka knajp. WallMart (love) itp. 

Nie ma zdjęć, bo nie było co fotografować. Chciałam zrobić zdjęcie Met Life Stadium (Go Giants! Go!) nocą, ale nie wyszło. Skyline NYC wygląda słabo, więc też wam odpuszczę. Wygooglujcie sobie ;]


To co? Jakaś nowojorska nuta na dobranoc?


niedziela, 28 września 2014

Let me sign this for you // ostatnie dwa tygdonie

Się podziało...

14 dni przed wyjazdem

Po pierwsze to dostałam wizę, więc jest spoko. Oczywiście niepotrzebnie się stresowałam, bo w Ambasadzie wszystko idzie na luzie, nie ma spiny, pracownicy i konsul byli super uprzejmi, pomocni i w ogóle wszystko było jak z bajki,
O ile ktoś ma dziwne bajki.

Spotkanie miałam umówione na 8:00, na Piękną dotarłam kwadrans przed i już była kolejka przed wejściem. Potem kontrola (ja wszystko zostawiłam koleżance, więc tylko przeszłam przez bramkę i już), pytanie jaki jest mój cel wizyty w USA i pierwsze sprawdzenie dokumentów. Następnie jeszcze inna Pani sprawdziła moje dokumenty, uroczy Pan z Ameryki wziął ode mnie odciski palców i dał numerek (11 albo 13, nie pamiętam). Pan Vice Konsul oczekiwał na mnie za kuloodporną szybą, zaświecił łysinką i rozpoczął rozmowę. Pochwaliłam to jak poprawnie przeczytał moje nazwisko (a nie jest ono najprostsze dla obcokrajowców), żeby trochę wkupić się w jego łaski.
Zapytał mnie skąd znam program Au Pair, czy mówię po angielsku. Po otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi poprosił, abym po angielsku opowiedziała mu kim są moi hości, w jakim wieku są dzieci, czy planuję uczyć się w Stanach, kto zapłaci za moje kursy i czy znam swoje prawa w USA.
Następnie powiedział jedno piękne zdanie "Let me sign this for you. Remember to show it on US border."
Zanim zdążyłam zabrać swoje dokumenty za mną stała już kolejna osoba starająca się o wizę.

Odtańczyłam taniec radości na schodach (mam nadzieję, że nie sięgały tam kamery) i radosnym krokiem udałam się w stronę Placu Trzech Krzyży, aby w spokoju wypić kawę w Starbucksie ;)

7 dni przed wyjazdem

Ostatnie chwile w domu przepełnione są wieloma wydarzeniami. W niedzielę wpadł Kuba "na jeden dzień". Tak wyszło, że tylko wtedy moglibyśmy się zobaczyć no i padło, że Radom to świetne miejsce spotkań. Kuba się zasiedział do czwartku, a w poniedziałek wieczorem dołączyli Dorota i Robert. (FYI: wspomniana trójca to moi znajomi z roku ;) tacy lepsiejsi znajomi hahaha).

Przesyłamy kisski dla Ewy popijając lokalne radomskie piwo.
Zabiją mnie za to zdjęcie.

W czwartek zabrałam się z całą gromadką do Krakowa i jestem tu do teraz, czyli niedzielnego popołudnia.
Czas w Krakowie minął pod znakiem spacerków, spotkań i pożegnań. Myślałam, że będzie gorzej i smutniej, ale jakoś się trzymam. Chyba to jeszcze do mnie nie dociera, że jadę na długo, bo za bardzo jestem tym podekscytowana. Poza tym jest Internet, jest Skype... Ostatnio znalazłam stary zeszyt do niemieckiego, gdzie miałam wymienione zalety powszechności sieci - "odległości kurczą się". Czy to nie jest piękne wyrażenie, które doskonale opisuje moją/naszą sytuację?

Poza tym to wreszcie kupiłam walizki na przecenie w sklepie w Radomiu. Obie są z polisroliplastiku - te twarde. Duża jest niebieska, mała żółta. Duża z VIP Collection, a mała z Wittchen. Zamek TSA oczywiście też jest.

Mam też prezenty dla dziewczynek. Starsza (7 lat) dostanie mapę świata w kształcie puzzli. Wprawdzie podpisy są po polsku, ale więcej tam obrazków niż napisów. Poza tym R. to sprytna bestia i na pewno jakoś wymyślimy, żeby poznała te nazwy też po angielsku. Młodsza (prawie 3 lata) dostanie też puzzle, ale takie do łączenia w pary, gdzie jedna część to cyfra, a druga to jakieś małe obrazki w liczbie odpowiadającej cyfrze. Chcę dokupić jeszcze drewniane klocki dla niej i zestaw kredek dla jej starszej siostry. Rodzicom kupię album o Polsce, płytę z polskim jazzem i jakieś słodycze. Nie wiem gdzie ja to zmieszczę, bo sama mapa dla starszej jest ogromna. Najpierw kupiłam, potem pomyślałam. Cóż, bywa.
Z drugiej strony to nie potrzebuję jakoś dużo rzeczy w Maplewood. Trochę ciuchów, ale w NJ przecież nie ma podatku na ubrania, więc będzie taniej. Buty jakieś tam mam, ale to jedne na nogi, a pozostałe trzy pary jakoś upcham. Kosmetyków też nie biorę dużo, bo to niepotrzebny ciężar.
Wszystko się upcha, co ma się nie upchać...

Album o Polsce, mapa świata w formie puzzli, puzzle edukacyjne, pokrowiec na laptopa i kołczan prawilności.
Łupy z Krakowa :)


Ostatni tydzień w Polsce!! Za siedem dni będę już spakowana i gotowa do drogi. Musimy wyjechać o 1-2 w nocy, żeby dojechać na Balice. W dzień jedzie się trzy godziny. Lot mam o 6:35, więc zgaduję, że powinnam być na miejscu ok. 4:30.

Sialalalala, RADOM JAZDA!

Pioseneczka na koniec? ;) Brytyjscy YouTuberzy nagrali piosenkę, żeby wspomóc Comic Relief. Lubię i YouTuberów, i Comic Relief, i zespół oryginalnie wykonujący ten utwór czyli McFly. Polubcie i wy!
PS. Caspar Lee jest moją najnowszą miłością.






środa, 3 września 2014

I've got twenty dollars in my po-cket

Wybaczcie częstotliwość wpisów, ale nudzi mi się niemiłosiernie. Obejrzałam już wszystkie sezony F.R.I.E.N.D.S., powtórnie obejrzałam komedie romantyczne, które mam na kompie, zostało mi poważne kino, ale kiedy tak się człowiekowi dłuży czas to nie powinien oglądać nic, co wyreżyserował Jim Jarmusch. Z całą moją sympatią do jego filmów, oczywiście.

W świecie internetów istnieje sobie taki kanał na YouTube połączony z blogiem, który prowadzi(ł) pewien sympatyczny Francuz. Romain, bo o nim mowa, nagrał kilkanaście świetnych filmików o życiu au pair w Bostonie, MA. Nie tylko są bardzo pomocne w uzmysłowieniu sobie czym tak naprawdę jest praca au pair, ale są prześmieszne. Przynajmniej dla mnie. Polecam sobie obczaić jego filmiki tutaj.

Jest jeszcze taka dziewczyna z Francji, która zamieściła filmik Best and Worst Things About Being an Au Pair. Na luzie opowiada co i jak. Przy tym jest do granic możliwości urocza!

Dla wszystkich, którzy planują dopiero wyjazd polecam dołączyć do grupy 'Polskie Au Pair w USA' na niezastąpionym fejsiku. Są tam ludzie, którzy dopiero myślą o wyjeździe, ci co w pocie czoła przechodzą proces aplikacji i ci, którzy już są w USA i znają odpowiedzi na pytania tych wcześniej ;) Przyznam, że dopiero po znalezieniu rodziny zaczęłam czytać o czym ludzie piszą na tej grupie. Najbardziej lubię wspólne narady, kiedy ktoś przedstawia potencjalną host family z lokalizacją i zaczyna się czy warto, czy nie za ciężko, o co zapytać itp. Czasami obecne au pair podrzucą historię o super fajnych/super złych rodzinach. Można naprawdę dużo się dowiedzieć! I wszyscy mają blogi! No dobra, nie wszyscy, ale dużo osób.


Obejrzałam ostatnio 'New York I Love You'. Kto jeszcze nie oglądał to proszę natychmiast nadrobić! Na zachętę powiem Bradley Cooper, Natalie Portman, Justin Bartha, Orlando Bloom, Robin Wright... No ludzie mili. Dla samych walorów wizualnych warto poświęcić te 1,5 godziny :)
A dla wszystkich au pair polecam 'Nanny's Diaries'. To tak w temacie ostatniej rozmowy na fejsbuku o randkach z Amerykanami.


Nowa pozycja na bucket list:



środa, 27 sierpnia 2014

Umarłam ze słodkości / wiza?

Host mama wysłała mi filmik, w którym dziewczynki mnie pozdrawiają (młodsza mówi coś w stylu "Nima" zamiast Paulina). Starsza opowiada, że na basenie jest super, że można dostać dobrą kawę i pyszne pączki, a ona bardzo lubi pączki.

Kocham te dzieci, serio. Jeszcze bardziej nie mogę doczekać się wyjazdu!


Poczyniłam kolejny krok w tym kierunku i umówiłam się na spotkanie wizowe na 19 września na 8:00. Odwiedza ktoś wtedy Piękną 12 w Warszawie? Albo będzie w tych okolicach w stolicy naszego pięknego kraju i ma ochotę na au pairowe ploteczki przy kawie? Chętnie was poznam! :)

Co do wypełniania wniosku wizowego. Polska agencja na 100% wyśle wam poradnik. Na stronie Ambasady wszystko jest wyjaśnione. Trzeba podejść do tego spokojnie, czytać wszystko uważnie i nie przejmować się, bo można edytować swój wniosek. Jeśli wykonujecie przelew to pamiętajcie, że Ambasada podaje wam polski numer konta, na który trzeba wysłać opłatę za wydanie wizy. Niech was nie zmylą Swifty i BICi. Mnie i Ewę zmyliły, ale mnie przywrócił do porządku bank, który zasugerował, że być może chcę wykonać przelew krajowy. 
Zaraz się okaże, że nikogo nic nie zmyliło i jesteśmy po prostu nieogarami razy miliard.
Miałam jeszcze problem ze zdjęciem. Po załadowaniu wszystko było cacy, ale po kliknięciu "use that photo" czy czegoś podobnego moja facjata była cała w pikselach. Nie wiedziałam czy to tak ma być czy może ja coś sknociłam. Pani Agata z GAWO uspokoiła mnie, że spoko luz - na wizie będzie cacy. 
Tja, o ile ktokolwiek wygląda cacy na zdjęciu wizowym...

Duru na zdjęciu wizowym. 

Jakby ktoś potrzebował pomocy to służę. Niewiele wiem, ale mam to za sobą i wiem, że czasami ma się bardzo głupie pytania (pozdrawiam dziewczyny i chłopaków z grupy na fejsie! :). NIE MA GŁUPICH PYTAŃ. Wszyscy wiemy jak ważne jest poprawne wypełnienie wniosku wizowego. Lepiej dwieście razy dopytać niż potem żałować.

Inna rzecz to taka, że chcę kupić sobie aparat fotograficzny, ale zupełnie się na tym nie znam. Chciałabym taki, który będzie dość mały i którym można robić zdjęcia bez uprzedniego ustawiania go na milion opcji. Mam taki Olympusa, który niby jest fajny, ale jeszcze nie udało mi się zrobić nim dobrego zdjęcia, a mam go 7 lat (o rany, ale jestem stara). Czytałam coś w sieci, ale nie wiem czy postawić ponownie na zwykłą cyfrówkę za ok. 300 zł czy może dołożyć trochę i kupić taki bardziej skomplikowany, który (według mojej wiedzy laika) jest takim pośredniakiem między "małpką", a lustrzanką. HELP

Muszę przestać planować wydawanie pieniędzy, serio. 

Na dobranoc piosenka z lat 90-tych. 1D popełniło cover tejże i tylko jedną rzecz robią fajniej: wymawiają 'dirtbag'. O mamo. 
Ale oryginał z Jasonem Biggsem (American Pie) w teledysku wygrywa wszystko. 


Aaaa... Po prawej stronie na dole można dołączyć do listy czytelniczej bloga i otrzymywać powiadomienia o nowych notkach na swoim profilu na bloggerze. Zachęcam! Sama dodaję coraz więcej blogów. Można zobaczyć mój profil i zapoznać się z blogami, które obserwuję. :)