piątek, 16 sierpnia 2013

Go to work, they said...

it will be fun, they said.

W zeszłe wakacje dałabym się pokroić za dobrze płatną pracę na 2-3 miesiące. W tym roku, gdy taką mam, ledwo żyję i zastanawiam się jak przetrwam do 30 września. Jestem przekonana, że moje zmęczenie i odrobina niechęci wynikają z faktu, że pracuję w systemie zmianowym: 2 dni od 13 do 22, następnie 6 dni od 22 do 6 [sic!], po czym następuje 6 dni wolnego. Nie mam za dużo czasu na odpoczynek, bo zanim zaczęłam "przygodę" w Continentalu to znalazłam inną, dodatkową i nieregularną pracę, której teraz nie chcę zostawić. 
Podsumowując - na urlop muszę poczekać do rozpoczęcia roku akademickiego! 

Największą motywacją do pracy jest, co by nie mówić, wypłata. W chwilach zwątpienia (zwykle ok. 4:00 na ranem) przypominam sobie stawkę godzinową plus nieopodatkowany dodatek za nocną zmianę. Pomaga.
Mam nadzieję, że nie odbieracie tego jako dowodu na mój materializm. Po prostu przyjechałam tu, żeby zarobić pieniądze, które będę mogła przeznaczyć na coś miłego, być może jakąś podróż. Na pewno też dodatkowa gotówka przyda się podczas burżujskich pięciu miesięcy w (bardzo drogim) Monachium. 


Myślę, że większość z was zna firmę Continental. Zajmuje się ona produkcją części do samochodów - od opon po mikroelektronikę (to moja działka!). 

Ponieważ wszystko, co znajduje się na terenie zakładu jest opatentowane, bardzo drogie i wkrótce będzie częścią najdroższych aut, pracownicy nie mogą robić zdjęć, opowiadać o tym, co wiedzieli itd. Mój szef na początku powiedział: "Kiedy opuszczasz firmę zapominasz o wszystkim, co tutaj zobaczyłaś". Staram się, ale...

Zmianą zarządza kierownik zmiany. Jest odpowiedzialny za organizację pracy, przydzielanie zadań, bieżące naprawy oraz pomaga nam, gdy nie potrafimy czegoś zrobić. Biedny, stresuje się tym jak nie wiem. Stres powoduje u niego potok słów, z którego nic nigdy nie rozumiem. Mówi szybko, z dziwnym akcentem i bardzo piskliwym głosem. Czasami rzuca częściami, na szczęście lekko i blisko. Myślę, że powinniśmy zainwestować w coś a la hiszpańska piñata - wyżywałby się na niej i pocieszał cukierkami, które z niej wypadną. Chociaż chyba jednak wolę, gdy się denerwuje, wtedy uśmiech znika z jego twarzy. Bo uśmiech, a raczej grymas mający być uśmiechem, można by umieścić w słowniku obrazkowym pod słowem creepy. Ugh. 
;-)

Moje zadanie nie jest ani skomplikowane, ani ciekawe, za to bardzo monotonne i nudne. Dobrze, że ludzie wokół są tacy interesujący!
Na mojej zmianie pracują prawie sami Turcy, Grecy i kilku Niemców (którzy i tak głównie zajmują się naprawami, pracą typowo dla inżynierów). Nieustannie zaskakuje mnie to, że jedna Turczynka nie stosuje żadnych (naprawdę żadnych) zasad gramatycznych, a bez problemu dogaduje się z kierownikiem. Gdy tymczasem ja staram się dbać o szyk zdania, odmianę, w chwilach rozpędu stosuję też tryb przypuszczający i stronę bierną, a i tak czasem muszę kilkakrotnie zmieniać zdanie i je powtarzać, żeby mnie zrozumiano. 
Nie przestanie mnie śmieszyć zdanie, jakiego ta pani użyła wczoraj, żeby powiedzieć, że myślała, że skrzynka jest pusta, ale okazało się, że są w niej jeszcze części. Brzmiało ono "denken leere Kiste, aber 
"


Mam nadzieję, że czas zacznie płynąć szybciej i niepostrzeżenie zrobi się 1. października. Wtedy w spokoju duszy i ciała przeprowadzę się do Monachium i życie nabierze barw! Jeszcze tylko muszę znaleźć tam mieszkanie, hmm...


Jako dobre zakończenie i polepszacz humoru dla wszystkim, zamieszczam piosenkę w wykonaniu fenomenalnego duetu Eric Clapton & BB King. Cała płyta jest niesamowita i naprawdę warta polecenia, nawet jeśli nie przepadacie za bluesem.


poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Make the best of the situation

Przeczytałam wszystkie poprzednie posty i doszłam do wniosku, że powinnam przeprosić czytelników (Lizo, Jakubie). Od dzisiaj będę sprawdzać każdy tekst zanim go opublikuję oraz postaram się popracować nad, nazwijmy to, stylem.
Blog zawsze kojarzył mi się z formą, która bardziej przypomina swobodny strumień świadomości, niż przemyślaną i spójną publikację. Niemcy mówią, że aller Anfang ist schwer, co znaczy ni mniej, ni więcej co wszystkie początki są trudne

Chciałabym móc zasypywać was ciekawostkami, opowieściami o przygodach i zdjęciami interesujących rzeczy, które spotykam. Ale w Nbg nic się nie dzieje! 


Moja praca nie należy do najbardziej zajmujących, a wszystko, co nadałoby się do kategorii "nienormatywnie śmieszne" nie może zostać opublikowane. Po pierwsze dlatego, że nie mogę robić zdjęć na terenie zakładu, po drugie dlatego, że nie wolno mi także za dużo opowiadać o tym, co dzieje się za bramą firmy Continental. A dzieje się... Na przykład na szafce, która jest obok mojej widnieje karteczka "CASTRO". Albo instrukcja obsługi toalety (nie żartuję!) w formie rymowanki z psychodelicznym rysunkiem. Lub (mój absolutny faworyt) kierownik poprzedniej zmiany aka Młodszy Brat Muellera I Neuera. 

Ku mojej rozpaczy LMU nie przyznało mi miejsca w akademiku. Tutaj powinny nastąpić gorzkie żale na temat tego, że Hiszpanie, Skandynawowie itd. mają zagwarantowane miejscówki kilometr od uczelni za jakieś małe pieniądze, a biedna studentka z Krakowa (który na przeżycie całego miesiąca w PL potrzebuje tyle, ile kosztuje najtańszy pokój) musi wynajmować pokój prywatnie. Ale oczywiście jest też dużo pozytywnych aspektów. Jeśli ktoś z was będzie miał pragnienie mnie odwiedzić to zawsze łatwiej udostępnić miejsce do spania (w akademiku to albo trzeba płacić albo zajmować się papierologią stosowaną). Są większe szanse, że zamieszkam z Niemcami, co wiąże się z koniecznością mówienia po niemiecku, co może mieć zbawienny wpływ na moje umiejętności językowe. I moje ulubione - własna pralka i duże szanse, że w mieszkaniu będzie też zmywarka. Jeszcze tylko coś znaleźć i będzie cacy. 

Po miesiącu mieszkania w Bawarii jestem zmuszona zmienić jeden z punktów rankingu. Wcale nie tak fajnie jeździ się tu na rowerze. My, poruszający się na na dwóch kółkach, jednak nie jesteśmy władcami szos i trzeba liczyć się z tym, że możemy zostać staranowani przez a) samochód, b) dziecko, c) dorosłego, który każe dziecku przejść przez ścieżkę rowerową, gdy widzi rozpędzony rower zjeżdżający z góry i aby ratować swą pociechę rzuca się na środek drogi dla rowerów, d) gołębia.
Cud, że jeszcze żyję. 
Wszystkie te niedogodności zostają mi wynagrodzone, kiedy to w sobotni poranek wracam z pracy o 6:20 rano. Na ulicy prawie nie ma samochodów, jedyne osoby, które spotykam to joggerzy (i czasami ostatni imprezowicze). Ze wzgórza pozdrawia majestatyczny zamek, promienie słońca odbijają się od rzeki... Idylliczny obrazek, doprawdy. 

W niedzielę (11.08) odbył się festyn miasta partnerskiego Nbg, czyli naszego uroczego Krakowa. Wybrałyśmy się z siostrą tylko na jeden punkt programu - spektakl taneczny w wykonaniu Cracovia Danza. Przepiękne widowisko! Balet regularnie występuje na deskach Teatru Ludowego w Krakowie (Nowa Huta). Jak tylko wrócę do sweet home małopolskie to wybiorę się, aby zobaczyć ich jeszcze raz.

Aktualnie czytam (a raczej słucham w formie audiobooka) autobiografię Erica Claptona. Stąd jego piosenka na koniec wpisu. Polecam jego książkę i twórczość!








niedziela, 28 lipca 2013

Jesus Christ You Are My Life

Światowe Dni Młodzieży w 2016 roku odbędą się w Krakowie! 

Cieszę się tak bardzo, że nie potrafię tego opisać. Wylałam już wiaderko łez szczęścia i wzruszam się za każdym razem kiedy o tym pomyślę.

Bogu niech będą dzięki!

Hymn Światowych Dni Młodzieży z 2000 roku:



A tu Hymn ŚDM z tego roku, prosto z Rio de Janeiro:



I jeszcze piosenka o radości z ŚDM w Madrycie, podczas których byłam wolontariuszką:



Jest radość! Jest moc!


"Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia." Flp 4, 13

Molly is the singer in a band

Dzisiaj dzień, który sponsoruje moje wspaniałe chórałkę.
Dzisiaj jest dzień, kiedy słucham każdego wykonu wrzuconego na YT, przypominam sobie wszystkie żarty i piweczka koncertowe. 

Od lat współpracujemy z Studentenwerk Erlangen-Nürnberg (ku uciesze chórzystów...), co owocuje występami w mieście, w którym obecnie mieszkam. Ostatnio wybrałam się na koncert końcoworoczny organizowany przez studentów Wydziału Edukacji Muzycznej tutejszego uniwersytetu. Koncert był naprawdę świetny! Orkiestra zagrała najpopularniejsze utwory muzyki filmowej. Moja koleżanka, która mnie tam zabrała, sama kiedyś grała w tym zespole, więc znała wszystkich. Pośród "wszystkich" było też kilku znakomitych dyrygentów. Po krótkiej rozmowie z jednym z nich okazało się, że słyszał w zeszłym roku jakiś chór z Krakowa na "imprezie" u burmistrza Nbg. Zgadnijcie jaki to chór...


Ach, sława.

Wysłuchałam też koncertu naszej ulubionej orkiestry z Erlangen. Tworzą ją przesympatyczni ludzie, z którymi się nawet zakolegowałam. Zostałam mile zaskoczona poziomem występu. W Krakowie nasi "młodzi przyjaciele z Erlangen-Norymbergi" nie popisali się (niestety), ale w Neustaedter Kirche zagrali bardzo, bardzo dobrze. Podobał mi się zwłaszcza Koncert na waltornię i orkiestrę op. 45 Trygve Madsena. Nie ma tego na YT, ale może znajdziecie w jakiś innych serwisach. Po pierwsze: kto pisze solo na waltornię? Po drugie: kto poświęca swój czas na solówki na waltorni? Jak widać są tacy zapaleńcy. Podziwiam, serdecznie podziwiam.
Świetnie się bawiłam zwłaszcza po koncercie. Jak to bywa wśród osób, które się zna i lubi! Piwo niemieckie dało radę (palony Gutmann na przykład). Większość, która była w Krakowie bardzo dobrze wspominała koncert z naszym chórem, kilka osób stwierdziło, że chętnie zagrają z nami jeszcze raz. Mam nadzieję, że tym razem dłużej poćwiczą. 
No dobra, może jestem zbyt surowa. Ważne, że im się chce i poświęcają wolny czas na tworzenie muzyki. 

Przyznam się wam do czegoś. Bardzo lubię te chwile, kiedy ktoś dobrze wspomina współpracę z moim chórałkę i naszymi dyrygentami. Mam wtedy poczucie, że uczestniczę w czymś dobrym, pięknym, że próby, wyjazdy, czasami wyrzeczenia to gra warta świeczki. Polecam wszystkim! Pamiętam moment z rozpoczęcia mojego pierwszego roku na UJ, kiedy zobaczyłam i usłyszałam CI. Ciekawa byłam czy łatwo się tam dostać i czy w ogóle warto próbować. Dobrze, że spróbowałam ;)

Od października Camerata Iagellonica wznowi działalność po wakacjach. Będzie można nas (a raczej ich) usłyszeć na rozpoczęciu roku akademickiego na UJ, a potem podczas koncertu na Mazowszu (później wam jeszcze o tym przypomnę). 

Zakończę wykonem Chóru Akademickiego UAM z Poznania. Piosenka the Beatles w aranżacji Jacka Sykulskiego. 

poniedziałek, 22 lipca 2013

Do stu tysięcy beczek

Nie umarzam tych wakacji, są wspaniałe i mają się nie kończyć.

Tydzień temu wybrałyśmy się na wycieczkę po okolicy. Pojechałyśmy do oddalonego o ileś tam kilometrów Bamberg, gdzie znajduję się arcybiskupstwo, milion kościołów oraz dwa miliony turystów. Leży nad rzeką Regnitz, dzięki jej obecności jedna część miasta nazywa się "Klein Venedig" czyli "Mała Wenecja".
Bamberg jest tak urocze jak tylko można sobie to wyobrazić. Prawie w całości figuruje na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, co widać gołym okiem - zadbane uliczki, odrestaurowane fasady budynków, wszystko cudne!
Na deser wstąpiłyśmy do kawiarenki, gdzie na wystawie stały domowe ciasta. Miały prawdziwy zakalec i budyń w środku zamiast bitej śmietany. Uznałyśmy to za dobry znak i się nie pomyliłyśmy! Bardzo smaczna kawa podana w najprostszych kubkach z Lidla, łyżeczki i widelczyki nie były z jednego kompletu, a ciasto rozpływało się w buzi. W dodatku między nogami przebiegały bardzo towarzyskie dwa koty. Kelnerką była przesympatyczna młoda kobieta, która w przerwach między obsługiwaniem gości opiekowała się swoją nowo narodzoną córeczką. Dawno nie odwiedziłam kawiarni czy restauracji, która miałaby bardziej domowy klimat i lepsze ciasto. Chętnie tam wrócę, więc jakby ktoś wybierał do Frankonii to niech szykuje się na wycieczkę do Bambergu!

Utwierdzam się w przekonaniu, że samochody w Niemczech są c u d o w n e. Dzisiaj widziałam auto, które spokojnie nadałoby się do testowania w Top Gear. Niestety nie zauważyłam znaczka. 

Ale oprócz tego lubię Niemcy za

#3 PIWO
Czego nauczyłam się w klasie niemieckiej w LO? Że piwo to nie alkohol! Nasz nauczyciel powtarzał: wszystkie alkohole mają rodzaj męski (der Vodka, der Wein itd), a piwo... DAS Bier, czyli rodzaj nijaki. Prosty wniosek.
W samej Nbg do tej pory działają cztery browary, w Bambergu chyba sześć. Okolica jest płodna w piwowarów. I dobrze! 
Próbowałam tutaj absolutnie niepowtarzalnego piwa palonego (Rauchbier).  Oprócz smaku chmielu ma w sobie też smakozapach dymu z palącego się drewna. Nie wszystkim smakuje, moje siostry krzywią się na samą nazwę. Polecam serdecznie!

W tym pubie przekonałam się, że Guinness to naprawdę dobre piwo. 



Dzisiaj przemierzając Nbg na rowerze rozmyślałam o tym, że w gruncie rzeczy to to miasto bardzo przypomina Kraków. Dużo historii, a wokół starego miasta ciągnie się mur obronny gdzieniegdzie obrośnięty drzewami i trawnikami. Ładnie tutaj prawie tak samo jak w Sweet Home Małopolskie! Tylko Koko tutaj trzeba samemu sobie robić...

Na do widzenia piosenka zespołu, który wczoraj został podrzucony do mej świadomości przez Trójkę. 





sobota, 13 lipca 2013

Baby, you can drive my car

Tworzę ranking. Amerykanie lubią rankingi, ja lubię Amerykanów, więc będzie ranking.

Za co można lubić Niemcy i Niemców?

Oczywiście powinnam przedstawić tutaj listę badanych, ale oprócz mnie i moich szesnastu alter egos nikt inny nie został zaproszony do wzięcia udziału w tworzeniu tej prestiżowej listy.
Ranking będzie powstawał przez cały mój pobyt w tym pięknym kraju, wyniki zostaną zamieszczone w kolejnych postach, które pojawią się wtedy, kiedy uznam to za stosowne. 

Dreszcz emocji przeszedł me ciało. Czas zaczynać!

#1 SAMOCHODY

No błagam. Wszyscy kochamy samochody (a jeśli nie kochamy to powinniśmy zacząć oglądać Top Gear UK, wtedy pokochamy). A drogie auta dodatkowo cieszą oko. 
Wczoraj na ulicy w centrum miasta minęło mnie co najmniej kilka Porsche, w tym Carrera S.


Pod kamienicą, w której mieszkam stoją BMW i Audi, których nie chciałabym zawadzić rowerem. Nie tylko dlatego, że szkoda mi roweru i lakieru samochodowego, ale też dlatego, że gdyby mnie załapali na gorącym uczynku to bym się długo nie wypłaciła za lakiernika.
Po drugiej stronie ulicy zaparkowany jest Fiat Barchetta. Nowe BMW M5, M3 i inne cudne modele przemykają przed moim nosem, kiedy czekam na zielone. Aż miło popatrzeć!
Pewnie im dłużej tu będę tym więcej pięknych samochodów zobaczę. Zwłaszcza w Monachium, gdzie jest siedziba główna i muzeum BMW. 
Oprócz aut sportowych spotykam setki innych, które także zachwycają. Są mniej spektakularne, ale cały czas ładne. 


#2 TRAKTOWANIE ROWERZYSTÓW

Jako kierowca nie lubię rowerzystów, a jako rowerzystka nie lubię kierowców. To chyba tak już jest w świecie, więc raczej się nie wyróżniam.
Nbg przemierzam na rowerze i przyznaję, że to bardzo przyjemny środek lokomocji. Rzadko ktoś na mnie trąbi (właściwie to chyba jeszcze się nie zdarzyło), piesi nie chodzą po ścieżce rowerowej (nie kłamię!), a inni rowerzyści są uprzejmi. W moim rodzinnym mieście też są ścieżki i miejsca do parkowania dla rowerów, ale jednak nie zawsze przejazd z punktu A do B jest silky smooth
I jest tu coś na co z niecierpliwością czekam w Krakowie - setki stacji wypożyczania rowerów miejskich. Pierwsze pół godziny 1€, potem kolejną godzina też 1€, a wynajęcie na 24 godziny - 9€. Przy czym są to ceny bez specjalnej karty członkowskiej, która kosztuje 3€/miesiąc i należy ją wyrobić na rok. Na krótszy okres opłaca się wypożyczać rower. Mnie udało się pożyczyć damkę od koleżanki, która wyjeżdża z Nbg na wakacje. 
Und die Sonne scheint!


Zapewne mogłabym też ułożyć listę rzeczy, których tu nie lubię i które mi się nie podobają*, ale po co? Lepiej mówić o dobrych rzeczach! 
*Na pierwszym miejscu znaleźliby się panowie 40+, którzy myślą, że nadal mają 17 lat. I tak też się ubierają. Tak sobie wyobrażam Justina Biebera za 30 lat.

Słoneczne pozdrowienia z Frankonii!
Dzisiaj wybieram się jeszcze na oprowadzanie po mieście pt: "Miłość, pożądanie i rozwiązłość. Małżeństwo i seksualność w historii Nbg." Chętnie opowiem o wrażeniach! 


czwartek, 11 lipca 2013

Will you still feed me when I'm 64?

Przyszedł list z Monachium, czyli jest dobrze. Tata go odebrał, ale niestety nie włada niemieckim na tyle, żeby przez telefon zreferować mi co tam jest napisane. Muszę czekać teraz aż ten list przybiegnie tu, czyli najpewniej w sobotę (w Niemczech poczta pracuje też w sobotę - na szczęście!).
Wszystko będzie jasne - będę spać pod mostem czy w wypasionym akademiku niemieckim? Oby ta druga opcja, bo Izara jest brzydka jak nie wiem co. 

Właśnie zdałam sobie sprawę, że to wszystko to już tak na serio. Dokumenty podpisane, zaksięgowane na uczelni, ważni ludzie się tym zajmują... Wow! Ale super! 

No wakacje, raz raz się kończymy, bo ktoś tu zaczyna wspaniały semestr zimowy! 

Żartowałam, nie kończymy się. 


Odkąd tu jestem sprawuję (prawie) niepodzielne rządy w kuchni. Tak naprawdę to moje ostatnie podrygi jak kucharza, bo w Monachium nie planuję uprawiać tego sportu ekstremalnego. Jedzenie na stołówkach (Mensa) jest całkiem smaczne i niedrogie. O ile dobrze pamiętam kosztuje ok 2-3 euro za sporą porcję, jest kilka wariantów do wyboru - wegetariańskie, bezglutenowe, z mięsem wołowym, drobiowym, zupa - dla każdego coś miłego.

Takim deserem uraczono mój chór w zeszłym roku po wycieczce do Monachium.
Powodzi się!

Niestety warzywa i owoce nie są tu tak smaczne jak w Polsce. Ostatnio jadłam jakieś gruszki, które smakowały raczej jak środek do czyszczenia wanny. Dobrze, że owoce egzotyczne smakują wszędzie tak samo! Przedwczoraj mango posłużyło do popełnienia smoothie (mango i jogurt naturalny). Deser pierwsza klasa, poleca Iza Małysz. 
Myślę, że przed wylotem do Monachium zaopatrzę się w ulubione produkty śniadaniowe. Płatki owsiane można tu dostać w wersji instant, która wygląda jeszcze mniej apetycznie niż tradycyjna owsianka. Zdaję sobie sprawę, że gdybym poszukała lepiej, odwiedziła jakiś sklep BIO (anie tylko Lidl i Aldi) to znalazłabym to, czego szukam.... Ain't nobody got time for that! 

Pogoda u mnie jak z obrazka, lody u Włocha kuszą (gałka lodów cytrynowych z bazylią w upalny dzień orzeźwia jak mało co!). Aktualnie jestem na etapie poznawania miasta przemierzając je rowerem. Gubię się prawie zawsze, ale już za drugim razem, gdy jestem w tym samym miejscu wiem dokąd iść. Zanim znalazłam drogę z mojego mieszkania do Instytutu w Krakowie (spod Miasteczka AGH na Rynek Główny) to błąkałam się przez 40 minut, a teraz przemierzam tę trasę w niecałe 20 min. Liczę, że i taki cud orientacji w terenie spotka mnie w Bawarii. 

Tym optymistycznym akcentem oraz ulubioną piosenką pana Pawła - Tschüss!





PS. Patrzcie na te buźki! *.*

sobota, 6 lipca 2013

Your Mother Should Know

Mam nadzieję, że tego bloga będą odwiedzać nie tylko moi znajomi za facebooka, ale też przypadkowe osoby marnujące cenny czas w internetach. Dlatego postanowiłam, że opublikuję post, w którym opowiem o programie Erasmus, amerykanistyce i moim stosunku do Niemiec i Niemców. Nazwałabym go FAQ, ale nikt jeszcze nie zadał pytań, więc muszę kombinować. 

Program Erasmus powstał, aby umożliwić studentom i doktorantom wyjazd za granicę na część studiów lub praktykę. Dzięki porozumieniom międzynarodowym i pracy wielu osób taki zwykły, przeciętny student, który włożył odrobinę wysiłku w naukę może jechać do, powiedzmy sobie, Portugalii i studiować. 
Otrzymałam już oficjalną nominację i powitalny mail od LMU. Teraz czekam na list, z którego dowiem się, czy przyznano mi akademik. Informacja ma przyjść w lipcu (znając Niemców pewnie się nie spóźnią). 

Amerykanistyka... Tutaj mogłabym pisać i pisać! Moi współlokatorzy byli przekonani, że uczą nas jak robić hamburgery, a na zaliczenie jest obieranie ziemniaków na frytki na czas. Dementuję - nic takiego nie ma miejsca. Inni mówili, że żonglujemy ryżem. To także nieprawda. Wielu uparcie twierdzi, że studiuję angielski. NIE, nie robię tego. Nie studiuję filologii angielskiej. 
Na Uniwersytecie Jagiellońskim amerykanistyka to kierunek na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych. Mój rocznik to, jak mówi pełna nazwa, kulturoznawstwo, specjalność amerykanistyka. Celem moich studiów jest poznanie historii, kultury, systemu prawnego i politycznego oraz geografii państw Ameryki Północnej ze szczególnym naciskiem na Stany Zjednoczone Ameryki i Kanadę. Oprócz tego poznaję także teorie kulturoznawcze, których znajomość może pomóc w pracy np.  PR-owca. Poznajemy USA z perspektywy badacza - Stany to nasza komórka pod mikroskopem. 

Oprócz USA w moim krótkim życiu na dobre zadomowiła się Republika Federalna Niemiec. Sześć wspaniałych lat spędziłam w piwnicy liceum, gdzie z uporem maniaka kilkoro nauczycieli wpajało mojej klasie zasady niemieckiego (w przypływie szaleństwa nawet nas zabierali na wycieczki za Odrę). Tak mi się to spodobało, że myślałam nawet nad studiowaniem niemcoznawstwa albo germanistyki. Na szczęście w porę się opamiętałam. Jednak pozostała we mnie sympatia do tego kraju i jego mieszkańców. Lubię tu przebywać. Próbuję przekonać innych, że to wspaniałe miejsce, gdzie ludzie są mili, gdzie można dobrze się bawić i zobaczyć wiele ładnych miejsc. 

Na koniec trochę dobrej muzyki. 


And that's an invitation

Według mojego licznika za 86 dni rozpocznie się semestr zimowy na Uniwersytecie Ludwiga Maksymiliana w Monachium*, gdzie będę studiować amerykanistykę. Do tego czasu zajmuję się tym i owym za Odrą, nad Pegnitz. 

Zapraszam was serdecznie do śledzenia moich opowieści z życia Erasmus Exchange Student


Przygód nie będzie. Będzie głód z halucynacji i ziemniaki z niedożywienia.


Na dobry początek podróży Pan Idealny zagra nieidealnie ładną piosenkę. 



*Ludwig-Maximilians-Universität został nazwany na cześć dwóch panów - Ludwiga IX i Maksymiliana I.