czwartek, 11 lipca 2013

Will you still feed me when I'm 64?

Przyszedł list z Monachium, czyli jest dobrze. Tata go odebrał, ale niestety nie włada niemieckim na tyle, żeby przez telefon zreferować mi co tam jest napisane. Muszę czekać teraz aż ten list przybiegnie tu, czyli najpewniej w sobotę (w Niemczech poczta pracuje też w sobotę - na szczęście!).
Wszystko będzie jasne - będę spać pod mostem czy w wypasionym akademiku niemieckim? Oby ta druga opcja, bo Izara jest brzydka jak nie wiem co. 

Właśnie zdałam sobie sprawę, że to wszystko to już tak na serio. Dokumenty podpisane, zaksięgowane na uczelni, ważni ludzie się tym zajmują... Wow! Ale super! 

No wakacje, raz raz się kończymy, bo ktoś tu zaczyna wspaniały semestr zimowy! 

Żartowałam, nie kończymy się. 


Odkąd tu jestem sprawuję (prawie) niepodzielne rządy w kuchni. Tak naprawdę to moje ostatnie podrygi jak kucharza, bo w Monachium nie planuję uprawiać tego sportu ekstremalnego. Jedzenie na stołówkach (Mensa) jest całkiem smaczne i niedrogie. O ile dobrze pamiętam kosztuje ok 2-3 euro za sporą porcję, jest kilka wariantów do wyboru - wegetariańskie, bezglutenowe, z mięsem wołowym, drobiowym, zupa - dla każdego coś miłego.

Takim deserem uraczono mój chór w zeszłym roku po wycieczce do Monachium.
Powodzi się!

Niestety warzywa i owoce nie są tu tak smaczne jak w Polsce. Ostatnio jadłam jakieś gruszki, które smakowały raczej jak środek do czyszczenia wanny. Dobrze, że owoce egzotyczne smakują wszędzie tak samo! Przedwczoraj mango posłużyło do popełnienia smoothie (mango i jogurt naturalny). Deser pierwsza klasa, poleca Iza Małysz. 
Myślę, że przed wylotem do Monachium zaopatrzę się w ulubione produkty śniadaniowe. Płatki owsiane można tu dostać w wersji instant, która wygląda jeszcze mniej apetycznie niż tradycyjna owsianka. Zdaję sobie sprawę, że gdybym poszukała lepiej, odwiedziła jakiś sklep BIO (anie tylko Lidl i Aldi) to znalazłabym to, czego szukam.... Ain't nobody got time for that! 

Pogoda u mnie jak z obrazka, lody u Włocha kuszą (gałka lodów cytrynowych z bazylią w upalny dzień orzeźwia jak mało co!). Aktualnie jestem na etapie poznawania miasta przemierzając je rowerem. Gubię się prawie zawsze, ale już za drugim razem, gdy jestem w tym samym miejscu wiem dokąd iść. Zanim znalazłam drogę z mojego mieszkania do Instytutu w Krakowie (spod Miasteczka AGH na Rynek Główny) to błąkałam się przez 40 minut, a teraz przemierzam tę trasę w niecałe 20 min. Liczę, że i taki cud orientacji w terenie spotka mnie w Bawarii. 

Tym optymistycznym akcentem oraz ulubioną piosenką pana Pawła - Tschüss!





PS. Patrzcie na te buźki! *.*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz