środa, 19 listopada 2014

Igloop and 'falling for your fool's gold'


To ile ja tu jestem? Mam wrażenie, że dopiero przyjechałam, a tutaj licznik mi mówi, że 43 dni. 
SAY WHAAAAAAAAAAT?!


Większość życia w NJ mam już ogarnięte i postawione na odpowiedni tor. Czekam na Social Security Number, żeby móc wyrobić prawo jazdy. Regulacje stanowe w New Jersey mówią, że międzynarodowe prawo jazdy jest ważne tylko przez 90 dni od przyjazdu, po tym czasie należy mieć już lokalne. 
Co tydzień odwiedzam Nowy Jork. Przez facebooka poznałam dwie au pair z Polski, Karolinę i Olę,  z którymi mamy ambitny plan odwiedzić dużo wspaniałych muzeów w mieście. Póki co byłyśmy w MET i Fashion Institute z Karoliną i Madame Tóso z Olą. Ambitnie, nie ma co. Ale wybrałyśmy się też na Roosevelt Island, do Chinatown na pierożki i sajgonki, na pokaz filmu Ida na Columbia University. W tę niedzielę też się spotykamy (chyba, bo jeszcze nic konkretnego nie wiem), dołącza do nas Dorota (woot woot!) z koleżanką. Plan jest taki, że póki co nie ma planu. Mam moją niezawodną książkę Kamili Sławińskiej "Nowy Jork. Przewodnik niepraktyczny.", która wyznacza szlaki po konkretnej dżungli. Może Brooklyn tym razem?

Charlie Chaplin

Z narzeczonym, teściową babcią, szwagrem i szwagierką. #SWAG

Nie wiem co nam strzeliło do głowy z Abim

I'd tear down all my walls for you. ;]

Widoczki na wieżowce z perspektywy Roosevelt Island.

Park Czterech Wolności Franklina Delano Roosevelta

Manhattan

Blair Waldurf


Relacje z rodziną są ok. Nie mam na co narzekać, ale fajerwerków nie ma. Rodzice są w porządku, wszystko zgodnie z umową i zapowiedziami. No może oprócz samochodu, ale po prostu kupili bubla, którym bałam się jeździć (co jak co, ale popsuty układ sterowniczy to nie jest przyjemna rzecz). Powiedziałam im, że boję się jeździć tym autem, bo w każdej chwili może się rozkraczyć. Host stwierdził, że to nic poważnego i tylko "lekka niedogodność". Nie ugięłam się i samochód jest teraz u mechanika. Rachunek wyszedł na $2000. Za cenę tego auta i naprawdę mogliby kupić coś nowszego, lepszego i mniejszego, ale to nie mój problem. Sami się wkopali. 
Pracuję 45 godzin tygodniowo i nie ma mowy, żeby było mniej. W ciągu tygodnia pracuję codziennie od 7:45 do 17:45, we wtorki i czwartki mam 2,5 godziny przerwy jak młodsza jest w przedszkolu. Jeśli okaże się, że zostają mi "niewykorzystane" godziny to hości mówią "na pewno to wykorzystamy, nie martw się". 
I co? No i nic. Nie mogę narzekać, bo nie pracuję nic ponad umowę, ale z drugiej strony czy nie wkurzałoby was to? Poza tym jak młodsza ma drzemkę to ja wcale nie mam "czasu dla siebie" w domu. To jest czas na organizowanie szafek dzieci, robienie lunchu itp. Rozumiem, lepiej to zrobić wtedy, niż kiedy dzieciaki są ze mną. Ale jednego dnia zrobiłam wszystko, o co mnie poproszono/było zaplanowane, młoda spała, hostka akurat pracowała z domu i jak zauważyła mnie idącą do pokoju to zwróciła mi uwagę, że w czasie pracy mam nie załatwiać swoich rzeczy. 
Dlatego czuję, że w tej rodzinie będą super chwile, momenty itd, ale nie będzie rodzinnej atmosfery, bycia "członkiem rodziny", "starszą siostrą". Jestem opiekunką, która mieszka w ich domu. 
Trochę słabo, ale co zrobisz. Nic nie zrobisz.
Tyle dobrego, że za każdym razem poprą mnie przed dziećmi (w sprawach dyscypliny na przykład), zawsze są na czas z wypłatą i inne podstawowe rzeczy. 
Co myślicie? 

Dziewczynki są przeurocze, aczkolwiek wszechwiedząca siedmiolatka doprowadza mnie czasem do szewskiej pasji. To dziecko wszystko wie najlepiej, nie da dojść do słowa, a jak jej zwrócisz uwagę, że nie ma racji to ci wypali, że w jej wyobraźni to może być. I gadaj z dupą to cię osra. Poza tym jest strasznie emocjonalna i beczy o byle guzik. Wczoraj grałyśmy w grę - węża słownego. Ja mówię słowo, ona podaje następne zaczynające się na tą samą literę, na którą moje słowo się skończyło. Znane i lubiane. Wszystko było ok, bawimy się, rzucamy balonem, R. ma powiedzieć słowo na "i" - padło na 'igloop'.
Ja: You mean 'igloo'?
R: No, igloop.
Ja: What is that?
R.: Mommy, could you explain Paulina what igloop is?
Mama: Igloop? You mean igloo.
Ja: I know what igloo is, I just thought she meant something else I have never heard of.
R: EVERYBODY SAYS IGLOOP. My friends, me, even my teacher!
Mama: Roo, it is igloo, nobody says igloop.
R. ryczała przez trzy minuty, że się z niej śmiejemy, robimy to specjalnie i nie mamy racji. 
Nikt nawet się nie uśmiechnął, bo wszyscy byli zszokowani o co to dziecko ryczy. 

Myślałam, ze z siedmiolatką będzie łatwiej. Rodzice mówili, że to takie grzeczne dziecko (prawda!) i bardzo pomocne. No niech tam, ale jej wybuchy płaczu o byle co, obwinianie całego świata o jej fochy, wymądrzanie się.... Dobrze, że przez większość czasu jest w szkole.
Młodsza, trzylatka, jest za to promykiem radości. Ma swoje napady tupania nogą, bo proszę ją, żeby podniosła zabawkę, ale hej! ma tylko trzy latka! Nie za bardzo lubi się przytulać, więc za każdym razem jak idzie do mnie na 'cuddle time' to aż mi serce mięknie. Starsza za to nie rozumie, że czasami ludzie nie chcą być przytulani i wisiałaby na mnie cały dzień, a jak jej zwracam uwagę, że nie chcę się teraz przytulać to... płacze! Ta da! 
No, ale dzisiaj młodsza siedziała u mnie na kolanach słuchając jak jej starsza siostra ćwiczy grę na wiolonczeli (TO JEST DOPIERO TEST NA WYTRZYMAŁOŚĆ; podziwiam moją siostrę, że tyle lat wysłuchiwała mojego rzępolenia na skrzypcach...) i mówi do mnie "I love you".
No się rozpłynęłam. 


Poza tym to wydaję kupę kasy na książki i płyty na iTunes, oglądam seriale na Netflixie i jaram się One Direction, bo właśnie wydali nową płytę i są w USA i mają promo płyty i ich bardzo kocham i proszę się nie śmiać. Dziękuję. 

Musiałam się wygadać. Ale jest ok. Mogłoby być lepiej i kiedy słucham opowieści Karoliny o jej wspaniałej rodzinie to trochę zazdroszczę. Nie można mieć wszystkiego, co? Ważne, że blisko do Nowego Jorku! 

Trzymajcie się ciepło, bo u nas już mróz atakuje. Dzisiaj było poniżej zera. Brr!

Na dobranoc nowa piosenka 1D, BO TAK.




1 komentarz:

  1. Powiedz mi kochana czy takie traktowanie jak opiekunki która u nich mieszka nie sprawi Ci trochę przykrości. Tzn wydaje mi się, że gdy traktują Cię jak tego przysłowiowego członka rodziny nie czujesz aż tak tej tęsknoty 'za swoimi' albo nie jest ona taka uciążliwa.
    Jeszcze nie wiem jak u mnie będzie. jak z schedulem i w ogóle. Więc się wymądrzać nie będę. Ale nie wiem czy dam radę u rodziny dla których jestem pracownikiem. Poza tym powinnaś być żoną Chaplina!

    OdpowiedzUsuń