niedziela, 28 września 2014

Let me sign this for you // ostatnie dwa tygdonie

Się podziało...

14 dni przed wyjazdem

Po pierwsze to dostałam wizę, więc jest spoko. Oczywiście niepotrzebnie się stresowałam, bo w Ambasadzie wszystko idzie na luzie, nie ma spiny, pracownicy i konsul byli super uprzejmi, pomocni i w ogóle wszystko było jak z bajki,
O ile ktoś ma dziwne bajki.

Spotkanie miałam umówione na 8:00, na Piękną dotarłam kwadrans przed i już była kolejka przed wejściem. Potem kontrola (ja wszystko zostawiłam koleżance, więc tylko przeszłam przez bramkę i już), pytanie jaki jest mój cel wizyty w USA i pierwsze sprawdzenie dokumentów. Następnie jeszcze inna Pani sprawdziła moje dokumenty, uroczy Pan z Ameryki wziął ode mnie odciski palców i dał numerek (11 albo 13, nie pamiętam). Pan Vice Konsul oczekiwał na mnie za kuloodporną szybą, zaświecił łysinką i rozpoczął rozmowę. Pochwaliłam to jak poprawnie przeczytał moje nazwisko (a nie jest ono najprostsze dla obcokrajowców), żeby trochę wkupić się w jego łaski.
Zapytał mnie skąd znam program Au Pair, czy mówię po angielsku. Po otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi poprosił, abym po angielsku opowiedziała mu kim są moi hości, w jakim wieku są dzieci, czy planuję uczyć się w Stanach, kto zapłaci za moje kursy i czy znam swoje prawa w USA.
Następnie powiedział jedno piękne zdanie "Let me sign this for you. Remember to show it on US border."
Zanim zdążyłam zabrać swoje dokumenty za mną stała już kolejna osoba starająca się o wizę.

Odtańczyłam taniec radości na schodach (mam nadzieję, że nie sięgały tam kamery) i radosnym krokiem udałam się w stronę Placu Trzech Krzyży, aby w spokoju wypić kawę w Starbucksie ;)

7 dni przed wyjazdem

Ostatnie chwile w domu przepełnione są wieloma wydarzeniami. W niedzielę wpadł Kuba "na jeden dzień". Tak wyszło, że tylko wtedy moglibyśmy się zobaczyć no i padło, że Radom to świetne miejsce spotkań. Kuba się zasiedział do czwartku, a w poniedziałek wieczorem dołączyli Dorota i Robert. (FYI: wspomniana trójca to moi znajomi z roku ;) tacy lepsiejsi znajomi hahaha).

Przesyłamy kisski dla Ewy popijając lokalne radomskie piwo.
Zabiją mnie za to zdjęcie.

W czwartek zabrałam się z całą gromadką do Krakowa i jestem tu do teraz, czyli niedzielnego popołudnia.
Czas w Krakowie minął pod znakiem spacerków, spotkań i pożegnań. Myślałam, że będzie gorzej i smutniej, ale jakoś się trzymam. Chyba to jeszcze do mnie nie dociera, że jadę na długo, bo za bardzo jestem tym podekscytowana. Poza tym jest Internet, jest Skype... Ostatnio znalazłam stary zeszyt do niemieckiego, gdzie miałam wymienione zalety powszechności sieci - "odległości kurczą się". Czy to nie jest piękne wyrażenie, które doskonale opisuje moją/naszą sytuację?

Poza tym to wreszcie kupiłam walizki na przecenie w sklepie w Radomiu. Obie są z polisroliplastiku - te twarde. Duża jest niebieska, mała żółta. Duża z VIP Collection, a mała z Wittchen. Zamek TSA oczywiście też jest.

Mam też prezenty dla dziewczynek. Starsza (7 lat) dostanie mapę świata w kształcie puzzli. Wprawdzie podpisy są po polsku, ale więcej tam obrazków niż napisów. Poza tym R. to sprytna bestia i na pewno jakoś wymyślimy, żeby poznała te nazwy też po angielsku. Młodsza (prawie 3 lata) dostanie też puzzle, ale takie do łączenia w pary, gdzie jedna część to cyfra, a druga to jakieś małe obrazki w liczbie odpowiadającej cyfrze. Chcę dokupić jeszcze drewniane klocki dla niej i zestaw kredek dla jej starszej siostry. Rodzicom kupię album o Polsce, płytę z polskim jazzem i jakieś słodycze. Nie wiem gdzie ja to zmieszczę, bo sama mapa dla starszej jest ogromna. Najpierw kupiłam, potem pomyślałam. Cóż, bywa.
Z drugiej strony to nie potrzebuję jakoś dużo rzeczy w Maplewood. Trochę ciuchów, ale w NJ przecież nie ma podatku na ubrania, więc będzie taniej. Buty jakieś tam mam, ale to jedne na nogi, a pozostałe trzy pary jakoś upcham. Kosmetyków też nie biorę dużo, bo to niepotrzebny ciężar.
Wszystko się upcha, co ma się nie upchać...

Album o Polsce, mapa świata w formie puzzli, puzzle edukacyjne, pokrowiec na laptopa i kołczan prawilności.
Łupy z Krakowa :)


Ostatni tydzień w Polsce!! Za siedem dni będę już spakowana i gotowa do drogi. Musimy wyjechać o 1-2 w nocy, żeby dojechać na Balice. W dzień jedzie się trzy godziny. Lot mam o 6:35, więc zgaduję, że powinnam być na miejscu ok. 4:30.

Sialalalala, RADOM JAZDA!

Pioseneczka na koniec? ;) Brytyjscy YouTuberzy nagrali piosenkę, żeby wspomóc Comic Relief. Lubię i YouTuberów, i Comic Relief, i zespół oryginalnie wykonujący ten utwór czyli McFly. Polubcie i wy!
PS. Caspar Lee jest moją najnowszą miłością.






4 komentarze:

  1. Życzę powodzenia w ostatnich dniach w Polsce!
    Nie mogę się doczekać Twojej relacji z USA :D!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja nie mogę doczekać się pisania z USów :D dawajcie mi już ten październik, no!

      Usuń
  2. O, tak niedługo już tu będziesz i będę mogła Ci wysyłać miliard smsów i dzwonić, i truć Ci tyłek, aż w końcu znów mnie znienawidzisz <3
    Poza tym kocham Wasze mordki na tym zdjęciu, tyle kissków w życiu nie dostałam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. zazdro:P czekam na pierwsze relacje już z US:)

    OdpowiedzUsuń