poniedziałek, 13 października 2014

Maplewood, NJ

Jak już wiecie mam najlepszą rodzinę goszczącą na świecie. Są przewspaniali, zupełnie inni od ludzi, z którymi chciałabym przebywać jeszcze rok temu, ale bardzo ich lubię. Cechuje ich przede wszystkim otwartość - począwszy od otwartości na drugiego człowieka i jego potrzeby, po otwartość na sztukę, kulturę innych krajów. Przy tym pozostają nadal twardo stąpającymi po ziemi ludźmi, którzy wiedzą, że życie nie idzie tak jak sobie zaplanujemy i czasem ma się ochotę wszystko rzucić w kąt. Rozumieją, że dzieci mogą doprowadzić do szaleństwa, ale trzeba zagryźć zęby, bo tak już jest. Trzeba się starać je okiełznać, ale dziecko to też człowiek, a nie małpka do sterowania. 

Odkąd tu jestem, czyli od czwartku wieczorem, wiele się wydarzyło i zapewne niewiele au pair przeszło taki test życia w ciągu pierwszych 48 godzin. 
Mamy nie było, bo była na konferencji w Arizonie, więc na placu boju zostałam ja, tata i dziewczyny. Mniej więcej dwie godziny po moim przyjeździe dołączyli do nas pielęgniarze i chirurg na SORze, bo młodsza upadła i rozcięła sobie wargę i dziąsło (patrz: krzyk, krew, płacz, stres, przerażenie). Tata z nią w szpitalu, a ja w domu kąpałam i kładłam spać starszą. Chwała Panu, że starsza jest niezwykle otwartym dzieckiem, które bardzo szybko mnie zaakceptowało. 
Pierdyliard szwów w buzi nie pomagają nawiązać kontaktu i więzi z dwuipółlatką, która i bez tego jest raczej bardziej na nie, niż na tak.

____EDIT
Zapomniałam zacytować mój ulubiony fragment wycieczki do NYC!
Młodsza: Daddy, where I have my summer?
Daddy: Your summer is all around you!

HOW SWEET IS THAT?! Było coś jeszcze, ale już nie pamiętam ;)
____

Właśnie kończy się mój trzeci dzień pobytu w tej rodzinie i mimo wielu przeciwności, szalonego szczeniaka, humorów dzieciaków i dodatkowo fizycznego zmęczenia to lubię tu być, cieszę się na nadchodzącą pracę i wir obowiązków. Będzie ciężko, ale będzie warto.

A wiecie dlaczego...? Bo pod nosem nie śpi Dusze Japko. 

Ta niedziela była pod znakiem wycieczki do miasta. Za cel postawiliśmy Museum of Modern Arts (MoMA), ale za późno się wybraliśmy (drzemka młodszej), a poza tym było otwarcie jakiejś super ekstra wystawy, więc założyliśmy, że będzie tam mnóstwo ludzi.
Zamiast tego pojechaliśmy do Chinatown na obiad. Chyba nigdy nie próbowałam tylu nowych rzeczy na raz. Nie robiłam zdjęć, bo tak głupio, ale próbowałam różnych pierogów (m.in. z kaczką, chińską pietruszką, bambusem, krewetkami, jakąś zieleniną, na słodko z żółtkiem jajka), makaronu z brokułem, baby corn, sezamem i fasolą mung, brokuła na parze, sajgonek, jakiś dziwnych zawijańców w sosie sojowym i kulek sojowych. Brzmi jak niemożliwe do przejedzenia, ale na troje dorosłych i siedmiolatkę to nie tak dużo. Zwłaszcza, że wszystkiego było po 3-6 kawałków, a to są niewielkie rzeczy. Oczywiście i tak się najadłam, że zrezygnowałam z kolacji dzisiaj. Było warto, tyle wam powiem. 
Nie mam dużo zdjęć, bo nasza wycieczka obejmowała tylko restaurację w Chinatown, spacer aż do Little Italy i powrót do auta. 
Nowy Jork? Dokładnie taki, jaki sobie wyobrażałam. Czułam się tam zdecydowanie na miejscu, nawet nie było wielkiego "WOW", a raczej "welcome home". Lubię myśleć w ten sposób, może NYC kiedyś stanie się moim domem, kto wie. 
Ja wiem na pewno, że odkrywanie miasta będzie niezwykłe, fascynujące i nigdy mi się nie znudzi.
Poniżej trochę fotek, a co! 

Vito Corleone

Wierzcie mi, że ostatnią rzeczą jakiej się spodziewałam w Chinatown, był taki kościół.


5 East Broadway - na jedzonko!

Park między Chinatown a Little Italy


Na dobranoc niech będzie coś kojącego nerwy. Obejrzyjcie też teledysk!



7 komentarzy:

  1. Jak dobrze, że rodzinka Ci przypasowała! Powodzenia dalej :)
    A piosenkę wielbię. Do tego moment, kiedy Dave Grohl wyłania się niczym Jezus... <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja tam się jaram moim największym guilty pleasure czyli One Direction hahaha :D ale piosenkę kocham od pierwszego obejrzenia Love Actually ;)

      Usuń
  2. Miałam dokładnie takir same odczucia w nowym yorku haha :) na miejscu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jakbyś chciała powrócić w strony NYC w odwiedziny, to daj znać :)

      Usuń
  3. Współczuję dramatu na otwarcie, ale to już wiesz. Mam nadzieję, że mała ma się już lepiej i szybko się zagoi bo i bez szwów dwuipółlatkę nie tak łatwo zrozumieć. Po drugie - drzemki są zbawieniem, ale i przekleństwem jak naprawdę coś chcesz zrobić, chociaż pewnie drzemek za nic na świecie nie chcę się oddać :D A potrzecie: MoMA? Rypcia byłby z Ciebie dumny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahah wszyscy byliby ze mnie dumni! pojadę tam kiedyś, na 100% ;)

      Usuń
  4. Czyżby ta 2,5 latka dalej miała bunt dwulatka?:)
    Zazdroszczę rodziny!

    OdpowiedzUsuń